Piękna książkowa oprawa przykuje wzrok każdego. Powieści z serii butikowej wydawnictwa Albatros mają wręcz biżuteryjne okładki, precyzyjnie przygotowane obwoluty, które kryją pod sobą porządną twardą oprawę z detalicznym zdobieniem. Czarne skrzydła czasu Diane Setterfield zachwyciły mnie od razu, jak tylko wzięłam je do rąk. Jest to również pierwsza książka tej autorki, którą miałam przyjemność przeczytać.
Poznajemy Williama Bellmana, kiedy w dzieciństwie razem z przyjaciółmi dopuścił się nieprzemyślanego aktu okrucieństwa – zabił kruka. Dziecięcy wybryk został szybko zapominany w ferworze dziecięcych zabaw, a jego skutki Will miał poczuć na swojej skórze dopiero za kilkadziesiąt lat. Zanim jednak do tego doszło, Bellman ożenił się, założył rodzinę oraz dorobił fortuny dzięki prowadzeniu fabryki włókienniczej odziedziczonej po stryju. Wszystko wskazywało na to, że los jest mu przychylny, ale tragedie lubią uderzać niespodziewanie i gwałtownie. Gdy przy życiu zostaje tylko najstarsza córka, William wchodzi w układ z tajemniczym nieznajomym, który prześladował go od najmłodszych lat, zawsze podczas pogrzebów krewnych i znajomych. Porozumienie między mężczyznami skutkuje tym, iż Bellman rozpoczyna kolejny biznes, zdecydowanie bardziej makabryczny i ponury niż jego poprzednie źródło dochodów…
Piękna oprawa Czarnych skrzydeł czasu to jedna strona medalu, a drugą stanowi wnętrze książki. To było moje pierwsze spotkanie z piórem autorki i jestem bardzo z niego zadowolona. Diane Setterfield ma niezwykły dar, ponieważ o rzeczach prostych i na pozór nudnych, pisze w niezwykle fascynujący oraz wciągający sposób, który sprawia, że przez historię się płynie, a kartki przewracają się same. To, że jestem oczarowana kunsztem pisarki to mało powiedziane. Jej poprzednie książki prędzej czy później znajdą się na mojej półce i ich równie piękne wydanie nie jest głównym powodem chęci ich posiadania.
Słowami proste oraz nudne można opisać życie Williama Bellmana do pewnego momentu, kiedy chłopak nie zaczyna pracować w fabryce stryja. Od tamtej pory bohater nie widzi świata poza zakładem, nieustannie się uczy i rozwija na wielu polach przemysłu włókienniczego, aż sam zaczyna wychodzić ze swoimi pomysłami, które kończą się sukcesem. Przełomem w życiu Bellmana jest śmierć najbliższych oraz układ z Blackiem, mężczyzną, którego tożsamości możemy tylko się domyślać, gdyż do samego końca nie otrzymujemy jasnej odpowiedzi na tę niewiadomą. Postać Blacka dodaje całej powieści enigmatycznego, mistycznego charakteru, zachęca do snucia teorii i nasila napięcie oraz oczekiwanie. Duet Bellmana oraz Blacka to spoiwo całej historii.
Akcja książki przerywana jest co jakiś czas fragmentami, wręcz ciekawostkami, na temat kruków, co bardzo mi się podobało. Ten konkretny gatunek ptaka przewija się przez całą fabułę, również dodając odpowiedniego klimatu. Kruki zwykle kojarzą się z grozą, smutkiem czy śmiercią. Takie wrażenie tylko polepsza atmosferę podczas lektury.
Mamy dopiero luty, a ja już wiem, że Czarne skrzydła czasu na pewno będą jedną z najciekawszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku. Do miana najlepszej im jednak trochę brakuje, ale skłamię, jeśli powiem, że historia Williama Bellmana mi się nie podobała. Cieszę się, że piękny wygląd zewnętrzny współgra z klimatyczną i elegancko napisaną historią kryjącą się w środku.