Kiedy w 2010 roku literacki Nobel trafił do Mario Vargasa Llosy świat odetchnął z ulgą. Brak kolejnej niespodzianki ucieszył krytyków, potrafiących o prozie Peruwiańczyka mówić godzinami, wydawców - szybciutko dodrukowujących kolejne tysiące jego pozycji w zaktualizowanej cenie oraz księgarzy- grupie zawodowej zagrożonej wymarciem, co roku modlącej się o to, by zaszczytnego lauru nie zdobył poeta. Llosa nad Wisłą popularny jest od lat 70., kiedy to do krajowych bibliotek trafiły pierwsze, polskie przekłady. Dziś mamy okazję zapoznać się z niefikcyjną twórczością noblisty.
Czym jest „cywilizacja spektaklu’’, której poświęcono tytułowy esej? Wielbiciele teatru proszeni są o uspokojenie - bynajmniej Peruwiańczyjk nie wieszczy metamorfozy Ziemian w kulturalne tłumy pędzące na złamanie karku do teatru. Przeciwnie, Mario Vargas dołącza do tragediowego chóru bolejącego nad obecnym stanem kultury. Współczesną cywilizację cechuje według niego uznanie rozrywki za dobro nadrzędne, pragnienie zabawy i ucieczka przed nudą. Na podglebiu powojennego dobrobytu, swobody obyczajów oraz demokratyzacji kultury wyhodowano wirusa siejącego spustoszenie poprzez banalizację, bezmyślność, plotkarstwo i umasowienie. Llosa, z pewnością zamieniłby stu celebrytów na pojedynczego myśliciela, a tysiąc jaskrawych obrazków pokazanych w mediach na jedną soczystą ideę. Niestety gdzie nasz noblista się nie uda, tam już czyhają na niego macki cywilizacji spektaklu. W najlepszym razie nie znajduję zaś nic godnego uwagi:
Inny oryginalny pomysł zaprezentowany na wystawie (londyńska Royal Academy) jest owocem współpracy braci Jake’a i Dinosa Chapmanów. Dzieło „Zygotyczne przyspieszenie„ przestawia - jak sam tytuł wskazuje?- grupę zrośniętych ze sobą androginicznych dzieci z uwidocznionymi na twarzach penisami w erekcji. (…) Jeśli wystawa jest rzeczywiście reprezentatywna dla tego, co pobudza i niepokoi młodych artystów z Wielkiej Brytanii, nasuwa się wniosek, że wierzchołek ich hierarchii wartości zajmuje obsesja genitalna.
Druga część powyższego zbioru tekstów, powstałych w większości na początku XXI wieku, obraca się wokół tematu demokracji. Llosa to zagorzały demokrata i liberał, były kandydat na fotel prezydenta Peru, do dziś aktywnie uczestniczący w debacie politycznej. Naszych narodowo katolickich krajanów jego teksty wprawią w konfuzję. Cóż to za mędrzec, otwarcie popierający zakaz noszenia muzułmańskich chust w szkołach, który jednocześnie okazuje się być posłańcem Sił Nieczystych postulując wyprowadzenie z publicznych placówek znaku krzyża. A nade wszystko lubieżnik jakich mało, tak komentujący obowiązkowe lekcje masturbacji dla hiszpańskich nastolatków w ramach kampanii „Rozkosz jest w twoich rękach’’:
A więc masturbować się, chłopcy i dziewczęta świata! Ile wody upłynęło w rzekach Ziemi, która jeszcze nosi nas, ludzi, odkąd w czasach mego dzieciństwa ojcowie salezjanie i bracia szkolni- ze szkół, do których uczęszczałem- straszyli nas, że „zły dotyk „ prowadzi do ślepoty, gruźlicy, debilizmu. Sześć dekad później - lekcje masturbacji w szkołach! Oto postęp, moi państwo.
Czyż nie po to mamy noblistów - creme de la creme literackich salonów, by prowadzili nas przez życie swymi tekstami, by służyli nam radami, czego unikać, a co godne jest uwagi. I choć Mario Vargas Llosa nie jest zbyt oryginalny, choć uderza w tony, które już wybrzmiały po wielokroć, lektura Cywilizacji spektaklu w żadnym razie nie jest czasem straconym. W przypadku tak groźnego wirusa, jaki trawi kulturalne ciało naszego społeczeństwa, każdy intelektualny zastrzyk, każde pobudzające do refleksji serum jest mile widziane na naszej półce. Warto mieć je pod ręką i stosować profilaktycznie. Przechowywać w miejscu niedostępnym i niewidocznym dla osób żądnych zbanalizowanej, bezmyślnej rozrywki.
Maciej Kuhnert