Paulina Świst powraca z nową propozycją. Niby historia ta nie jest związana z poprzednim cyklem, ale czytając, napotkam tam postacie z Paprocan. Są tam tylko wplecione, jako drugoplanowi bohaterowie. Także, nie jest to do końca kontynuacja, bo Chechło prezentuje zupełnie odrębną historię i można śmiało od niej zacząć czytanie twórczości Świst.
Paulina straciła prawo wykonywania zawodu, przez co nie może już być prawnikiem. Została oskarżona o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Pracuje więc w Urzędzie Gminy przy jeziorze Chechło. Nie przywykła żyć za tak drobną pensję, jaką daje państwowa posada, więc wieczorami dorabia jako kelnerka. W całą tę sytuację wplątał ją jej były facet, o którym chciałaby raz na zawsze zapomnieć. Jednak, jak zwykle, nie jest to takie proste, jeśli facet wraca jak bumerang. Na jednej z imprez, na której kobieta jest kelnerką, pojawia się Marcin, nieziemsko przystojny prawnik. Staje się on świadkiem awantury między nią, a jej byłym. Paulina bardzo mu się podoba, jak się okazuje z wzajemnością i jeszcze tego samego wieczora lądują w mieszkaniu mężczyzny.
Jak przystało na Świst, nie jest to typowy kryminał okraszony romansem i seksem. U niej zawsze te proporcje są odwrócone. Jest seks, dużo, dużo seksu, a namiętność kipi ze stron. Jest też mocno wulgarny język, momentami chyba aż przesadzony, ale to raczej celowy zabieg. To nie jest książka dla grzecznych dziewczynek. Łyka się ją w jeden wieczór, bo jest lekko napisana, a akcja jest wartka jak górski potok. Pędzi na złamanie karku, zakończenie jest zaskakujące, co mam nadzieję świadczy o tym, że nastąpi kontynuacja.