Medycyna kojarzy się nam ze szpitalem, przychodnią, może SOR-em, jeżeli popatrzymy przez pryzmat specjalizacji z medycyny ratunkowej. Natomiast, czy myśląc o medycynie, widzimy ją w odsłonie wojennych perturbacji? W Polsce, nie. Żyjemy tutaj, gdzie widmo wojny zanika w ostatnich ludziach, którzy przeżyli II wojnę światową, nie żyjemy też na terenach, gdzie obecnie wojna urządza piekło. Choć mamy ją niemal za ścianą, zdążyliśmy się do niej przyzwyczaić i nie robią na nas wrażenia już niemal żadne doniesienia, jakimi bombardowały nas media w pierwszych dniach po ataku Rosji na Ukrainę. Spowszedniał nam niestety ten konflikt. Dlatego bardzo się cieszę, że powstają tego typu książki: relacje, które przetrwają, ale i które dzisiaj pokazują to, czego wielu zrozumieć nie chce lub czego do świadomości nie potrafi dopuścić.
Lekarze, którzy pojechali na wojnę, którzy zostawili rodziny tutaj, by pomagać obcym tam. Szaleńcy czy szlachetni? Na to pytanie chyba musi odpowiedzieć sobie sam czytelnik. Jedno jest pewne, nie każdy ma tyle odwagi, by pod gradem pocisków operować uraz wielonarządowy czy konwojować dzieci z chorobami onkologicznymi. Nie każdy musi to robić, a prócz ukraińskich medyków, znaleźli się ochotnicy zza granicy, którzy w ramach wolontariatu właśnie na to się porwali. O tym jest ta książka. To relacja z pierwszej ręki o tym, w jakich warunkach przyszło medykom triażować, zaopatrywać rannych, przewozić ich do kolejnych szpitali czy w efekcie pozwolić odejść, ponieważ wszelkie możliwości terapeutyczne wyczerpały się.
To książka zawierająca wywiady z medykami (głównie lekarzami) na temat PTSD i o tych przypadkach, które szczególnie zapadły w ich pamięci, o których ci lekarze, ratownicy, pielęgniarki będą pamiętać do końca życia. To także relacja z tego, co było i jest na miejscu. Czym różni się ukraiński lekarz od polskiego? Polski lekarz wraca w końcu do domu, ukraiński zostaje tam i nie wie, kiedy to piekło się skończy...