Daniel Abend jest cenionym psychoanalitykiem i ojcem samotnie wychowującym córkę. Z pozoru jego życie jest wzorowe i uporządkowane, dostatnie i płynące powoli codzienną, niezmąconą rutyną. Nawet gdy samobójstwo popełnia jedna z jego pacjentek, potrafi sobie to wytłumaczyć jej uzależnieniem od narkotyków. A jeśli to nie było samobójstwo i to sam Daniel odpowiada za jej śmierć? Jego spokój zakłóca niespodziewanie list od anonimowego nadawcy i kolejne przesyłki ze zdjęciami, które budzą grozę i rozpoczynają psychologiczną zabawę w kotka i myszkę.
I tyle można zdradzić z fabuły Zostaw ten świat pełen płaczu Harrisona, bo każdy kolejny szczegół byłby już spoilerem. A powieść naszpikowana jest mnóstwem szczegółów, które prowadzą nas po labiryncie smutku i tragizmu. Gdy myślimy, że w końcu poznaliśmy prawdę i rozwiązaliśmy jedną z wielu zagadek, to autor płata nam figla i komplikuje fabułę jeszcze bardziej. Wraz z wyjaśnianiem się kolejnych historii, coraz bardziej zmienia się nasz stosunek do postaci – sympatia przeradza się w niedowierzanie, oburzenie ich czynami, a w końcu w litość nad ich posępną egzystencją. Stajemy się intymnymi świadkami spowiedzi bohatera i powiernikami jego tajemnicy. Rozgrzeszenia możemy udzielić tylko, jeśli wysłuchamy go do końca.
Zostaw ten świat pełen płaczu smakuje gorzko. Powieść okryta jest mrokiem – trochę francuskim noir, zmierzającym w kierunku thrilleru psychologicznego. Całość przeplatana jest poezją, a pojawiający się co jakiś czas wiersz W.B. Yeatsa Skradzione dziecko pobrzmiewa jak psychodeliczna kołysanka, prowadząca nas w stronę ostatecznej otchłani. Dużą rolę w odbiorze powieści odgrywa jej język i fantastyczne tłumaczenie Macieja Płazy. Pewnie większość sięgnie po tę pozycję właśnie ze względu na widniejące na okładce nazwisko autora Robinsona w Bolechowie. I słusznie! Bo książka napisana jest świetnym językiem, a fabuła wciąga w swój melancholijny klimat od pierwszych stron. Czego chcieć więcej?