To nie jest dobra książka. I choć po opisie i rekomendacjach na okładce można sobie wiele obiecać, to jednak w środku na czytelnika czeka spore rozczarowanie.
Tytułowe wody czerwone to toksyczne odpady, jakie powstają podczas produkcji trotylu. Rok temu w mediach pojawiły się doniesienia, że w Polsce jest ponad 400 miejsc, gdzie składuje się tę niebezpieczną substancję, nie zawsze legalnie. W TVN24 został wyemitowany dokument o tym samym tytule, co książka Kunderman. I gdyby pisarka zgłębiła temat i na kanwie tego skandalu zbudowała swoją historię kryminalną, czytelnicy mieliby szansę dostać fascynującą, wciągającą opowieść. Tymczasem Wody czerwone są rozwleczoną, dość nudną historią, o której szybko się zapomina.
Wody czerwone opowiadają o wielu rzeczach, tak naprawdę nie mówiąc wiele o żadnej z nich. Mnogość wątków, choć ciekawych i z dużym potencjałem, nie została wykorzystana odpowiednio. Część z nich się urywa, część została opisana bardzo fragmentarycznie, pozostawiając w czytelniku niedosyt. Z drugiej strony, Agata Kunderman bardzo często wspomina szczegóły, które do fabuły nic nie wnoszą – po kilku wzmiankach naprawdę można zapamiętać, że główna bohaterka lubi herbatę a jej czajnik ma niebieską lampkę, natomiast główna postać męska ma granatowe oczy. Natomiast czy kolor oczu lub ulubiony napój wpływają znacząco na decyzje lub zachowanie bohaterów? Nie.