Nadifa Mohamed w swojej książce Szczęśliwcy, która znalazła się na shortliście do Nagrody Bookera w 2021 roku, wciąga czytelnika w historię bardzo powoli. Początek może przytłoczyć – gęstość języka, zbyt wielu bohaterów naraz i niepewność. Niepewność, w jakim kierunku się to rozwinie. I warto ją przeczekać i brnąć przez nieznany labirynt dalej, ponieważ Szczęśliwcy to doskonała powieść, o której nie da się tak szybko zapomnieć.
W 1952 roku w knajpie w Tiger Bay z odbiornika radiowego rozlega się głos spikera, oznajmiając: „Umarł król. Niech żyje królowa!”[1]. Wzdłuż baru stoi wielu somalijskich marynarzy, którzy wznoszą kielichy w górę. Wśród nich jest Mahmood, o smutnych oczach, z wymizerowaną twarzą, cichy i tajemniczy.
Violet jest Żydówką i prowadzi sklep. Pewnego wieczoru, tuż po jego zamknięciu, ktoś dzwoni do drzwi. Siostra Violet i jej córka siedzą w jadalni, kilka metrów dalej. Przez okno dostrzegają czarnoskórego mężczyznę, który moknie przy wejściu. Po jakimś czasie rozlega się kolejny dzwonek. To policja. Na podłodze leży Violet. Martwa.
Diana za znalezienie mordercy siostry wyznacza nagrodę, a pierwszym oskarżonym, który trafia do więzienia, jest Mahmood. Wydaje się, że jedyną osobą, która wierzy w jego niewinność, jest on sam.
Szczęśliwcy to przejmująca i wstrząsająca opowieść o niesprawiedliwości i rasizmie. O tym, jak pochodzenie, a zwłaszcza kolor skóry, stają się stygmatem, nieczułym na żadne argumenty. Historia tu opisana inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami, które stały się niezmywalną plamą w dziejach brytyjskiego sądownictwa. I to jest bardzo ważne w tej niewyobrażalnie smutnej opowieści, że to całe zło naprawdę miało miejsce i przyjmując różne inne formy, niestety nadal się przydarza.
[1] Nadia Mohamed „Szczęśliwcy”, str. 9