Kalabria. Trzęsienie ziemi, które „pęcznieje, rośnie, ryczy i rozdziera ciszę”[1]. Nie pierwsze i nie ostatnie. Potrafi zakończyć wiele historii, ale w tym przypadku jest zarówno końcem, jak i początkiem — początkiem opowieści o rodzinie Florio, o ich ucieczce z rodzinnej Bagnary do nieprzyjaznego Palermo i rozpoczęciu wszystkiego od zera.
Braci Paolo i Ignazio wyróżniają ambicja, pracowitość, ale też pewna arogancja, którą odziedziczą po nich kolejne pokolenia. Przybywszy do Palermo, rozpoczynają handel przyprawami, który od razu przysparza im wrogów, ponieważ będąc Kalabryjczykami na Sycylii, są po prostu tymi obcymi. Wyśmiewani i wykpiwani, po jakimś czasie, dzięki coraz lepiej rozwijającym się biznesom, zaczynają wzbudzać zazdrość, ale i niedowierzanie wśród miejscowych. Jednak pomimo finansowego sukcesu, a co za tym idzie — zdobycia pewnej władzy, rodzina Florio nadal uważana jest za prostych handlarzy, których krew nie powinna łączyć się ze szlachecką.
Sycylijskie lwy rozgrywają się XIX wieku i są nie tylko opowieścią o rodzie Florio, ale też o historycznych przemianach we Włoszech — od panowania Burbonów, lądowania rewolucjonisty Giuseppe Garibaldiego na Sycylii, do narodzin Królestwa Włoch.
Rodzina Florio to zaradni mężczyźni, ale również kobiety, które niestety stoją w ich cieniu. Są zmuszane do małżeństw, poddawaniu się woli mężów, a nawet gdy pojawia się prawdziwa miłość, to często przegrywa z aranżowanymi związkami. Synowie traktowani są niczym królowie, spadkobiercy rodów, na których się chucha i dmucha, a córki stoją z boku, zauważalne stają się dopiero, gdy trzeba podjąć decyzję o wydaniu ich za mąż.
Sycylijskie lwy, jak przystało na dobrze napisane sagi rodzinne, wciągają od pierwszych stron i nie wypuszczają nas tak łatwo z dziewiętnastowiecznych Włoch. Pochłania nas wir historycznych wydarzeń, rodzinnych intryg, romansów i wielkich miłości. I jedyne co nam pozostaje, to od razu sięgnąć po kolejny tom, żeby się z tego wiru nie wyrwać.
[1] Stefania Auci „Sycylijskie lwy”, str. 11