Poczet kochanek i metres władców Polski. Iwona Kienzler. Bellona 2013
Wielcy władcy, wojownicy, dumni królowie-zamierzchłe czasy poznajemy pochylając się nad męskimi biografiami. Gdyby jednak przyjrzeć się stojącym w ich cieniu kobietom, historię można by napisać w nieco inny sposób. „Poczet kochanek i metres władców Polski” jest właśnie taką próbą. Książka Iwony Kienzler to swoista galeria najważniejszych nałożnic w dziejach naszego kraju.
Poczynania królewskich faworyt zaczynamy śledzić w zamierzchłej przeszłości, w czasach dynastii Piastów. Parafrazując autorkę, losy najdawniejszych monarchów „toną w mrokach historii”, ale im dalej się posuwamy, tym więcej informacji wydostaje się na światło dzienne. Kolejne rozdziały prawią o Jagiellonach i elekcyjnych królach, a finałem lektury są sekrety łoża ostatniego polskiego monarchy, Stanisława Poniatowskiego. Na kartach książki znajdziemy wytrawne manipulantki, histeryczne wariatki, lojalne powierniczki, kobiety proste i wykształcone. Przeczytamy o niemal zapomnianych niewiastach, jak i słynnych postaciach, w tym Barbarze Radziwiłłównie i hrabinie Cosel. Warto przy tym pamiętać, że niejedna z owych faworyt miała niebagatelny wpływ na decyzje możnowładców, a tym samym losy całego kraju.
Czy „Poczet…” jest czymś więcej niż tylko wyliczanką kolejnych, bez wątpienia uroczych, dam? Chyba nie, i z żalem muszę przyznać, że owe studium to „historia w pigułce”, mechaniczne streszczenie, tekst przywodzący na myśl szkolną ławę. Jest to lektura zabawna, wciągająca i pozbawiona nadęcia, ale ten sam język, który czyni ją lekkostrawną, trywializuje jej ogólny wydźwięk. Tekst wydaje się przeładowany kolokwializmami, a potoczne zwroty i oceny po prostu ocierają się o banał. Dodatkowy niedosyt pozostawia krótka, wręcz okrojona bibliografia. W obliczu opracowania obejmującego tak rozległe ramy czasowe, jest to nie lada zaskoczeniem.
W ostatecznym rozrachunku wypada przyznać, że książkę czyta się z przyjemnością, co w przypadku chronologicznych, historycznych i liniowych wywodów, nie zdarza się wcale tak często. Całość należy traktować z lekkim przymrużeniem oka, choćby ze względu na sam charakter zbioru. Wiele opowieści ma rodowód w legendach i nieprecyzyjnych uwagach pozostawionych na marginesach starych kronik. Fakty mieszają się tu ze spekulacjami i domysłami, jak w zwykłej plotce. To jasne, że tajemnice alkowy budziły, i budzą nadal, olbrzymie zainteresowanie gawiedzi.
kalofonia