Cichy głos
Postać Osamy Bin Ladena cieszy się niesłabnącą popularnością. Od kilku lat popkultura upomina się o niego regularnie. Ostatnio zrobił to Lavie Tidhar, który wokół osoby słynnego terrorysty uknuł fabułę swojej najnowszej powieści kryminalnej. Promowana jako „uczta wyobraźni” w teorii powinna nasycić wszystkich głodnych intryg i spisków.
Główny bohater, prywatny detektyw Joe, zostaje wynajęty by odnaleźć tajemniczego autora książek sensacyjnych z cyklu „Osama Bin Laden – Mściciel”. Warto dodać, że zostaje przez Tidhara osadzony w świecie, w którym globalny terroryzm nie ma racji bytu. Wraz z detektywem przemieszczamy się od Azji po Europę. Odwiedzamy Paryż, Londyn i inne wielkie metropolie i… właściwie nic z tego nie wynika. Ciężko właściwie stwierdzić, czemu służyć ma misja Joego i jakiej zbrodni dopuścił się poszukiwany pisarz. Jedyna rysa na jego życiorysie to bajanie o Bin Ladenie.
Dochodzenie prowadzone przez głównego bohatera przeplatane jest opisami kolejnych zamachów terrorystycznych, które jednak nijak łączą się z tym, co do tej pory przeczytaliśmy. Autor wprowadza chaos zarówno narracyjny jak i językowy. Książce brak spójności. Jest nierówna i niekonsekwentna. Raz stylizowana na poważny kryminał psychologiczny bądź w stylu noir, by za moment zaskoczyć czytelnika pseudo poetyckimi wynurzeniami Joego i bohaterów drugoplanowych. Ci z kolei zostali zupełnie przez Tidhara pominięci. Są bladzi, pozbawieni charakteru i poczucia humoru. Pewnie stąd tak płasko ukazany wątek miłosny, który w jednej z przydługich rozmów przypomina słynny dialog między Meg Ryan i Billym Crystalem w „Kiery Harry poznał Sally”. A tak między nami, jest zupełnie niepotrzebny. Burzy konstrukcję, która mogła być bazą dla wielkiej literatury. Zestawienie kryminału, thrillera i sensacji z dokumentem i reportażem otworzyło wiele drzwi, które z hukiem zostały zamknięte przez sentymenty.
„Osama” popełnia więc największe błędy, jakie można przypisać kryminalnym historiom. W związku
z powyższym ciężko jest znaleźć w niej nawet odrobinę dreszczyku, a brnięcie w nią jest jak droga przez mękę. Czekając na kolejne zwroty akcji, zaskakujące posunięcia czy błyskotliwe rozwiązania, czytelnikowi przyjdzie obejrzeć pierwszy sezon „Following”, wypić dziesięć kaw i wzdychać za Herculesem Poirot. Joemu bliżej bowiem do dalekiego kuzyna Roberta Langdona niż kultowych fikcyjnych detektywów. Nawet niezdarny i żałosny Nick Belane Bukowskiego ma w sobie więcej charyzmy.
O samym Osamie jest właściwie niewiele, a jego nazwisko to zaledwie pretekst. Mimo że sam Tidhar życiorys ma wręcz wstrząsający. Dwukrotnie wraz z rodziną cudem uniknęli śmierci w zamach bombowych, pewnego razu zameldował się w tym samym hotelu, co członkowie Al Kaidy i przebywał w Dar Es Salaam, gdy w 1998 roku dokonano ataku na amerykańską ambasadę.
Obrazy, fakty, okoliczności, emocje. Autor mógł stworzyć powieść, która zagrzmi, która stanie się głosem w ważnej sprawie. Tym ostatnim zostanie mimo wszystko, lecz będzie to głoś cichy
i niewyraźny.
Michał Baniowski