Mateuszek i kłopoty. Elvira Lindo. Nasza Księgarnia 2013
Hiszpanie to głośny naród. To nie złośliwy stereotyp, tylko obserwacja poczyniona podczas kilku spotkań z mieszkańcami Półwyspu Pirenejskiego. Jeśli dodać do tego hałas czyniony zwykle przez dzieci, wynik okaże się zatrważający. Tak właśnie wygląda sprawa z Mateuszkiem, tytułowym bohaterem drugiej książki autorstwa Elviry Lindo o przygodach chłopca z Madrytu – „Mateuszek i kłopoty”. Niektórzy mogą znać już postać małego urwisa z poprzedniej części wydanej przez Naszą Księgarnię.
Mateuszek, w oryginale Manolito, jest hiszpańską odpowiedzią na popularność serii o Mikołajku rodem z nad Sekwany. Autorka napisała książki o Mateuszku w połowie lat 90-tych poprzedniego wieku, ale podczas czytania nie widać tego – psoty Mateuszka sprostały próbie czasu i generalnie nie trącą myszką. Postać głównego bohatera jest zabawna, chłopiec jest zaskakująco błyskotliwy i ma specyficzne poczucie humoru, które może czasem przemówić bardziej do rodziców niż do dzieci. Razem z Mateuszkiem w książce występuje jego rodzina i rówieśnicy. Swojego młodszego brata, o którego bywa strasznie zazdrosny, Mateuszek przezywa Głupkiem, a dziadek, będący największym sojusznikiem i swego rodzaju mentorem Mateuszka, nie zaśnie bez golnięcia sobie flaszeczki przed snem. Mateuszek jest w pełni świadom słabości swego ukochanego dziadunia i potrafi wykorzystać jego nałóg do swoich celów. Spośród kolegów i koleżanek chłopca trzeba wymienić łobuza Kamila i najlepszego przyjaciela Mateuszka o przezwisku Uszatek (nie mylić z Misiem Uszatkiem o klapniętym uszku...) oraz diabła w dziewczęcym ciele – Zuzię (zwaną niewybrednie przez chłopców Zuzią-W-Brudnych-Majtkach). Do tego należy jeszcze dodać nauczycielkę Mateuszka, która zwraca się do uczniów per „przestępcy” i mamy w miarę pełny obraz postaci występujących w książce, czyli patologicznego środowiska, w którym dorasta młody Hiszpan.
„Mateuszek i kłopoty” składa się z kilkunastu rozdziałów, z których każdy opisuje przygody głównego bohatera, zwykle dość luźno powiązane z pozostałymi historyjkami. Tym samym książka nadaje się do czytania po jednym rozdziale i nie ma obawy, że dziecko nie nadąży za fabułą. Istnieje jedynie obawa, by nie chciało ono pójść w ślady małego Hiszpana, który na ponad 150 kartkach książki dokonuje kradzieży, postanawia nie myć stóp i założyć Bandę Brudnych Nóg oraz obcina młodszego braciszka na łyso i cieszy się z tego jak szalony. Mateuszek to w końcu istny huncwot, urwipołeć i gagatek. Ma jednak również kilka zalet, które czytelnicy z pewnością ujrzą w trakcie czytania książki.
Książeczka pokazuje, że ludzie są tylko ludźmi i zarówno dorośli jak i dzieci mają swoje za uszami. Mateuszek bezwstydnie obnaża przywary dorosłych, ale zdaje się nie zauważać, że on też nie jest aniołem. Za każdym razem uważa wręcz, że kłopoty, które ma to nie jego wina. Nie różni się w tym od przytłaczającej większości ludzi stąpających po powierzchni naszej planety, nieprawdaż?
Chwilami wydaje się, że Mateuszek bardziej przypomina Denisa Rozrabiakę niż Mikołajka, na przykład kiedy chowa ukochanemu dziadkowi sztuczną szczękę. Książka ma swój urok, ale niekoniecznie będzie miała pozytywny efekt wychowawczy. Pokazuje życie w sposób prawdziwy, nie szczędząc czytelnikom jego mniej pozytywnych aspektów, miejscami jest chyba zbyt dosadna i niepedagogiczna. Z pewnością jednak nie przebije pod tym względem współczesnych kreskówek serwowanych naszym pociechom przez stacje telewizyjne przeznaczone dla dzieci, a czytanie synkowi lub córeczce „wywrotowej” książki będzie o niebo lepsze niż zostawienie ich na pastwę telewizji, która prędzej czy później zmieni ich mózgi w papkę.
Michał Surmacz