Osobiście uważam Łukasza Orbitowskiego za jednego z najbardziej niespełnionych pisarzy ostatnich lat. Tak, wiem, uzyskanie nominacji do Zajdla i Paszportu Polityki to oczywiście spore osiągnięcie, ale mimo to będę się upierać, że z Orbitowskim wielu wiązało zdecydowanie większe nadzieje. Co poszło nie tak? Przecież rzecz nie w talencie, bo akurat pod tym względem autor "Świętego Wrocławia" kładł większość swoich kolegów i koleżanek na łopatki. Może to pech? Nieumiejętność wyjścia poza pewne tematy?
A co, jeśli Orbitowski powinien sobie po prostu dać spokój z pisaniem fantastyki? "Inna dusza" – jego najnowsza powieść – udowadnia, że może to nie jest taki głupi pomysł?
Krzysztof Hoppe to nieźle sytuowany mężczyzna w okolicach czterdziestki. Wyszedł na ludzi pomimo wychowywania się w biedzie w towarzystwie ojca pijaka. Jakie więc było to dzieciństwo Krzyśka? Beznadziejne. Za jedną z nielicznych pozytywnych postaci z tego okresu Hoppe uważa Jędrka, chłopaka silnego, cichego i niekiedy też przerażającego. Jędrek nie był jednak zwyczajnym nastolatkiem: to morderca, któremu wewnętrzny głos, jakaś inna dusza zamieszkująca jego ciało, kazała od czasu do czasu sięgnąć po nóż. Czy ktoś taki w ogóle zasługuje na zrozumienie? Co tak naprawdę kierowało młodym zabójcą? Krzysztof wraca we wspomnieniach do tamtych lat, by wreszcie poznać odpowiedzi na dręczące go pytania.
Początkowo zanosiło sie na powtórkę z rozrywki, czyli 400 stron lektury może i niezłej, ale też i takiej, o której zapomnę w kilka dni po odłożeniu książki na półkę. Znowu blokowisko, znowu powrót do młodzieńczych lat, znowu sentymentalna podróż w lata 90. Im dalej jednak w las, tym ta sztampa coraz mniej mi przeszkadzała i po raz pierwszy od dawna Orbitowski obrócił wykorzystywane przez siebie utarte schematy na swoją korzyść. Wreszcie bowiem tło przestaje spełniać kluczową rolę, a na pierwszy plan wychodzi historia.
Orbitowski snuje swoją opowieść powoli i konsekwentnie, bardzo dokładnie kreśląc sylwetki powieściowych bohaterów. W ten sposób "Inna dusza" szybko zmienia się w rasową powieść psychologiczną. Co ważne, autor nie poszedł w tanie efekciarstwo. Ukazane przez Orbitowskiego zło jest bardzo często niewinne i niepozorne. Pijany ojciec powieściowego narratora nie katuje swojej żony i syna, częściej też bawi niż przeraża. A mimo to jego śmieszne, żałosne alkoholowe wybryki niszczą życie najbliższych mu osób. W innym znowu przypadku zwykła chciwość właścicielki cukierni prowadzi do okrutnej zbrodni. Dużo więc w tej "Innej duszy" drobnych świństewek, kłamstw, zwykłej żłośliwości. I tylko jeden Jędrek, bestia w ludzkiej skórze, dostrzega mrok w sobie i próbuje dać mu odpór. Chłopak pragnie zabijać, ale mimo to stara się za wszelką cenę zagłuszyć mordercze instynkty. I już, gdy wydawałoby się iż walka może zakończyć się zwycięstwem nastolatka, zawsze nadchodzi to jedno, szybkie uderzenie, które przywraca wewnętrznemu demonowi należne mu miejsce na szczycie.
W "Innej duszy" nie znajdziemy żadnych wtrętów z fantastyki. Choć uwielbiam ten gatunek, to do tej pory zbyt często odnosiłem wrażenie, iż Orbitowski niepotrzebnie na siłę wrzuca wątki fantastyczne tam, gdzie w ogóle ich nie powinno być. Dobrze, że wymogi serii promowanej przez wydawnictwo Od Deski Do Deski – a więc postawienie na zbeletryzowany reportaż w stylu "Z zimną krwią" Trumana Capotego – niejako wymusiły na utorze porzucenie starych nawyków. Panie Łukaszu, oby tak dalej!
"Inna dusza" to najlepsza powieść Orbitowskiego od bardzo dawna. Na pewno bije przereklamowaną moim zdaniem "Świętą ziemię" (niby bardzo podobną, ale jednak z kilkoma felerami które ostatecznie położyły całość). Dlatego panie Łukaszu, naprawdę, to jest ścieżka, którą powinien pan dalej podążać. Proszę mi uwierzyć.
Michał Smyk