Pewnie każdy z nas ma takiego „swojego” autora, z którego książkami ma problem. Jeden tytuł uwielbiamy, drugi jest nienawidzony, trzeci to jakaś pomyłka, a czwarty nazywamy jego najlepszą książką. Taki osobisty konflikt mam z Daphne du Maurier i lektura Generała i panny wcale go nie rozwiązała.
Honor Harris to młoda dziewczyna, której dzieciństwo toczyło się pod znakiem rozpieszczenia i beztroski. W dniu swoich osiemnastych urodzin poznaje sir Richarda Grenvile’a – generała królewskich wojsk, znanego ze swojego bezczelnego charakteru i łamania kobiecych serc. O dziwo, między tą dwójką rodzi się wzajemne przyciąganie, a ich romans kończy się zaręczynami wbrew sprzeciwom rodziny Harris. Niestety, nieszczęśliwa tragedia rozdziela kochanków na wiele lat, a ich losy splatają się raz po raz z rozgrywającą się w tle wojną w Kornwalii.
Rzadko mi się zdarza nie rozumieć zachwytów i pozytywnych opinii nad konkretną książką, ale w tym przypadku naprawdę zadaję sobie pytanie – za co Generał i panna są tak wychwalani, skoro jest to jedna z najbardziej nużących i żmudnych historii obyczajowych, jakie czytałam w ostatnim czasie? Moje rozczarowanie jest dwukrotnie większe niż powinno, ponieważ z tą autorką mam naprawdę problem – pierwsza czytana przeze mnie jej powieść, Oberża na pustkowiu, była równie słaba, ale Kozioł ofiarny szczerze mnie zachwycił i dzięki niemu zrozumiałam, dlaczego ta autorka jest tak uwielbiana i zapisała się w historii literatury jako ikona. Ale Generał i panna? Toż ten tytuł trafił jako pierwszy do najgorszych książek tego roku.
Dlaczego traktuję ją tak surowo? To, że była nudna, to powiedzieć za mało. Czytałam powieści obyczajowe z historycznym wątkiem, które potrafiły wciągnąć bez reszty i nieważne, czy działo się to w XX czy XVI wieku. Tutaj mamy Kornwalię w XVII wieku, o której autorka nic nie opowiada – poza tym, że mamy rojalistów, rebeliantów, króla i wojnę. Ja przynajmniej nie zauważyłam żadnego dokładnego zarysu historycznych części fabuły, który by polepszył jakość czytania. Drugi powód to bohaterowie, a mianowicie Honor oraz Richard. Można by ich nazwać „nieszczęśliwymi kochankami”, ale lepsze określenie to „toksyczni”. Ich platoniczne uczucie daleko stoi od miłości, a jedno jest uwiązane do drugiego namiastką marnych wspomnień z przeszłości, kiedy to jedno kierowało się fizycznym pożądaniem, a nie sercem, a drugie było zbyt młode i naiwne, by dostrzec skazy kochanka. Dla mnie Richard to dodatkowo antagonista całej powieści, ale z rodzaju tych, których się nie darzy wielką sympatią.
Okrutnie wymęczyła mnie ta powieść i jak Kozioł ofiarny odczarował pióro Daphne du Maurier, tak Generał i panna rzuciło na nie klątwę. Szczerze mówiąc, ostatnią szansę mogłabym dać autorce, sięgając po jej najsłynniejsze dzieło, czyli Rebekę – ale nie mam na to ochoty w najbliższym czasie.