Już sama okładka debiutanckiej książki Magdaleny Skopek robi silne wrażenie. Na zdjęciu kilkuletnie, uśmiechające się dziecko w futrzanym odzieniu z buzią i rękami umorusanymi od krwi. Krew na ustach i zębach dziecka przeraża, ale ono samo wygląda na całkowicie zadowolone. Ten dysonans budzi lęk i zaciekawienie. Mocny początek. Mocny debiut.
„Dobra krew. W krainie reniferów, bogów i ludzi” to zapis z podróży autorki na Jamał na północy Syberii. Miejsca zamieszkiwanego przez koczowniczą ludność Nieńców. W języku nieneckim Jamał oznacza „koniec świata”. Biorąc pod uwagę fakt, że Nieńcy żyją z dala od cywilizacji, żywią się surową krwią i mięsem reniferów, mieszkają w skórzanych namiotach zwanych przez siebie czumami – dla nas – ludzi Zachodu jest to prawdziwy „koniec świata”.
Magdalena Skopek w sposób iście reporterski opisuje codzienne życie w jamalskiej tundrze. Podróżniczka na kilka miesięcy staje się częścią nieneckiej rodziny Akatetto. Uczy się w jaki sposób skręcić liny z jelit reniferów, zaprzęgnąć narty (czyli sanie) z całym życiowym dorobkiem na czas przeprowadzki, rozpalić ogień za pomocą mchu i niskiej roślinności zwanej niercu. Autorka tworzy swój dziennik z wyjątkową dokładnością, relacjonuje każde zdarzenie nie pomijając jakichkolwiek szczegółów – nieneckich nazw, przypowieści, opisów natury. Świat jaki w ten sposób powstaje jest zadziwiający i zupełnie odmienny od tego, znanego nam na co dzień.
To świat białych nocy, bezkresnego horyzontu, którego nie przysłaniają żadne budowle, a nawet drzewa, świat w którym chmary komarów zabarwiają niebo na czarno, świat pozbawiony murowanych domów, instytucji, sklepów, urzędów. Eksplorowanie tego świata jest tak absorbujące, że nie sposób się nim nie zachwycić.
Dziennik Magdaleny Skopek nie jest zwykłym reportażem. Ma on znamiona baśni. Wszystko w nim wypełnione jest baśniową rzeczywistością trudną trochę do wyobrażenia. Tutaj mózg młodego renifera o bezkształtnej masie uchodzi za przysmak, zjada się go oczywiście na surowo wydłubując łyżeczką z czaszki, tutaj do dziś odnajduje się kości mamutów i wcale nie uchodzi to za rzadkość, tutaj wierzy się, że trzymanie nóg na łóżku przez kobietę przynosi rodzinie bliźniaki. Brzmi nieprawdopodobnie? Taka jest właśnie baśń o „końcu świata”. Magiczna opowieść wchłania czytelnika bez reszty. Całość opatrzona jest niesamowitymi fotografiami zrobionymi przez autorkę, które bardzo działają na wyobraźnie. Nie brakuje kontrowersyjnych obrazów – co chwila oglądamy rozprute, czerwone od krwi bebechy renifera, nad którymi pochyla się szczęśliwa jamałska rodzina. Każdy z jej członków trzyma w dłoni ulubiony przysmak – nerkę, wątrobę, kość – to typowa, nienecka uczta. Lektura „Dobrej krwi” zachęca do refleksji nad tym innym światem.
Autorka udowadnia, że z dala od cywilizacyjnego zgiełku można szczęśliwie żyć w zgodzie z cyklem natury. I nie ma w tym krzty udawania, wszystko jest bardzo szczere, prawdziwe, przejmujące. Skopek pisze: „W tundrze człowiek spotyka się bardziej z samym sobą niż z kimś innym” dając tym samym do zrozumienia, że czasami trzeba wyruszyć na „koniec świata”, aby poznać samego siebie. Dla każdego ten „koniec świata” znajdzie inne miejsce na mapie. Nie mniej jednak warto go poszukiwać. Ja proponuję zacząć od przeczytania książki.
Danny Moore
http://www.youtube.com/watch?v=Oxov-3nl5rk&hd=1