Dialog z duszą przy papierosie. Marcin Piędel. WFW 2011
Kraków zazwyczaj kojarzony jest z miastem konserwatywnym, pełnym tradycji i wzorców, z których żadne nie wykracza poza obowiązujące ramy moralności. Tymczasem Oliwier – dwudziestokilkulatek bez zobowiązań, żyje zupełnie inaczej. Beztroski i nieprzewidywalny, nie musi martwić się o jutro, mimo że skończył tylko szkołę średnią i nigdy jeszcze nie pracował. Jego codzienne potrzeby zaspokaja matka, która dręczona wyrzutami sumienia co miesiąc przysyła mu pieniądze z Mediolanu, gdzie robi zawrotną karierę jako asystentka słynnego projektanta. W efekcie jej syn niczego sobie nie odmawia, imprezując i sprowadzając do mieszkania kolejne kobiety na jedną noc.
Samotne chwile w mieszkaniu mijały Oliwierowi powoli ze względu na jego samopoczucie spowodowane wczorajszą imprezą. Przygotował sobie śniadanie, którego i tak nie dojadł do końca z powodu braku apetytu. Uprzątnął bałagan w pokoju, zapalił papierosa na balkonie, powylegiwał się na kanapie w salonie, słuchając radia i śmiejąc się w kpiący sposób, ponieważ spiker ze znanym psychologiem podejmowali temat narkomanii wśród nieletnich. Poźniej Oliwier przysnął nawet na moment z poczuciem beztroski. Tak beztrosko, jak beztroski był każdy kolejny dzień jego życia. Szara codzienność, którą starał się ubarwić luźnym życiem przesiąkniętym łatwizną. Sam nawet tak określił kiedyś swój byt. Oczywiście był wtedy pijany, bo tylko w takim stanie analizował swoją egzystencję.
Przyjaciele – Kapi i Siwy mają podobnie. Oni też nie myślą o przyszłości, zachłannie podchodząc do życia, niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu. Jeden z nich jest dilerem, który dragi sprzedaje nawet dzieciom. Pewnego dnia wpada w ręce policji i trafia za kratki. Dzieje się to dokładnie w momencie, gdy Oliwierowi również wali się jego pozornie uporządkowany świat. Pozornie, bo w gruncie rzeczy życie oparte wyłącznie na hedonistycznej przyjemności szybko przestaje smakować i bardziej nuży niż podnieca. Chłopak zrozumie to dopiero w momencie, w którym pozna i zakocha się w Dagmarze – profesor filozofii, która jest od niego… 16 lat starsza.
Tak przemyślana i skonstruowana fabuła, mimo swej prostoty była możliwa do obronienia. Niestety, nie tym razem. Marcinowi Pindelowi mogę pogratulować jedynie krytycznego spojrzenia na świat dzisiejszych 20-latków, którzy wolność rozumieją zupełnie inaczej niż ich rodzice. Tym bardziej szkoda, że naiwna narracja i brak płynności w prowadzeniu opowieści zabierają czytelnikowi całą przyjemność z lektury. Zdania są prowadzone opornie, tak jakby książka była dopiero szkicem do czegoś większego, wprawkami na kursie dla początkujących pisarzy. Dialogi są przy tym tak ciężkawe i w swojej konstrukcji tak mało realne, że mam wrażenie, iż budowane były mozolnie, w prawdziwych bólach i z ogromnym trudem. W efekcie podobnie trudno jest mi sobie wyobrazić, że bohaterowie tej historii mogliby istnieć naprawdę. Po prostu im nie wierzę. A przecież nie ma nic gorszego dla tego typu literatury niż brak wiarygodności i autentyzmu. Niestety.
Anna Solak