Wielkie nadzieje. Charles Dickens. Prószyński i S-ka 2013
Dzieła Charlesa Dickensa mają wyjątkowy status. To jedne z tych książek, o których powiedziano już niemal wszystko, które okrzyknięto „klasycznymi”, „wielkimi” i „ponadczasowymi”. Jedne z tych, które towarzyszą nam w dzieciństwie i dotrzymują towarzystwa na emeryturze; tych, które nie pozwalają spać po nocach (bo jak to zostawić bohaterów w połowie rozdziału?), które czyta się z wypiekami na twarzy i o których pamięta się całe życie. „Wielkie nadzieje”, jedna ze słynniejszych powieści tego wybitnego pisarza, właśnie doczekała się ekranizacji, a co za tym idzie nowego, „filmowego” wydania przygotowanego przez Prószyński i S-ka.
XIX wiek, Anglia, bagnista wieś, pochmurne popołudnie, cmentarz. Chłopczyk imieniem Pip odwiedza tu swoich zmarłych rodziców, gdy zaskakuje go obdarty człowiek z nogami spętanymi więziennym łańcuchem. Zastraszony podrostek decyduje się pomóc zbiegowi. Z kuźni męża swojej siostry, Joego, kradnie pilnik do metalu, dzięki któremu galernikowi udaje się oswobodzić. Nie zdradzę co dzieje się dalej, ale mogę zapewnić, że już od pierwszej strony czytelnik jest całkowicie wciągnięty w wir wydarzeń. Może to przez ten klimat? Wilgoć angielskiego powietrza jest niemal wyczuwalna, tak samo ciężar chmur i zapach cmentarza. A może to zasługa samych postaci? Groźny przestępca nagabujący malca pośród niewzruszonych nagrobków… Najważniejsze, że ten iście baśniowy nastrój jest zapowiedzią pasjonującej opowieści o marzeniach, ambicjach, miłości, przyjaźni oraz innych uniwersalnych wartościach.
Dzięki Dickensowi poznajemy Anglię czasów wielkich przemian. XIX wiek to okres ciągłych modernizacji i zbliżający się kres pewnej epoki. Leżąca nad rzeką wieś, z której pochodzi mały Pip, kuźnia, w której chłopiec będzie kształcił się na kowala, zmieniający się w ruinę pałac pani Havisham, bogaczki, u której znajdzie zatrudnienie – to wszystko należy do porządku, który dobiega już końca. Powieść pozwala nam odczuć atmosferę tego czasu i wyobrazić sobie skalę przemian, jakie właśnie zaczynają zachodzić. Jest tu więc jakaś doza realizmu, ale przeplecionego fantastyczną opowieścią, czasami magiczną i bajkową, a czasami brutalnie rzeczywistą i prawdziwą.
Opisana historia mogłaby być zupełnie pospolita, gdyby nie kunszt jej twórcy. Fabuła jest dla współczesnego czytelnika dość przewidywalna, choć do banału jej daleko. I nawet jeśli zwroty akcji nie zawsze zaskakują, to jakże pięknie jest to wszystko utkane, jak gładko poprowadzone i mistrzowsko wykończone! Język uwodzi, czyta się więc „Wielkie nadzieje” lekko, zachłannie i przyjemnie. Podczas lektury żałowałam tylko, że nikt mi jej nie czytał na głos, gdy byłam małą dziewczynką.
Losy Pipa bardzo się komplikują w momencie, w którym ktoś postanawia zostać jego tajemniczym dobroczyńcą. Pieniądze z nieznanego źródła pomogą chłopcu zostać panem i zawalczyć o wymarzone życie. Tego, czy uda mu się odnaleźć szczęście i rozwikłać zagadkę zagadkowego filantropa, dowiecie się z lektury, po którą polecam sięgnąć, zwłaszcza jeśli wybieracie się do kina. Gwarantuję, że Dickens opowie tę historię znacznie ciekawiej.
kalofonia