W mroku tajemnic. Chris Tvedt. WNK 2013
Za oknem późno rodząca się wiosna, nieśmiałe słońce przebija się przez chmury, przechodnie z pewną obawą zrzucają kolejne warstwy ubrań, a ja zanurzam się w mrok tajemnic…. Uciekam z mojego blokowego „em”, z mojego niewielkiego miasteczka grzejącego się w blasku tak długo oczekiwanego majowego słońca i przenoszę się na północ kontynentu. Wśród norweskich krajobrazów, w skandynawskiej obyczajowości i charakterystycznej dla zimnej północy temperaturze rozgrywa się akcja kryminału, który zdecydowanie rozpala umysły spragnione intelektualnej zabawy z autorem.
W domowym zaciszu zasiadłam ze świetną książką Chrisa Tvedta „W mroku tajemnic”. To kolejna (trzecia) część pasjonującego cyklu o Mikaelu Brennem. To historia, która nie potrzebuje demonicznych bohaterów, budzących grozę wnętrz średniowiecznych zamków, by trzymać czytelnika w napięciu. Tym razem mamy do czynienia z bohaterem, który w zakłada elegancki garnitur, togę i staje w obronie tych, którzy nie zawsze żyją zgodnie z literą prawa. Okazuje się, że nie zawsze to, co widzimy, jest prawdziwe. Świat skrywa wiele tajemnic, a los plącze ludzkie drogi w niesamowity sposób.
Co ujęło mnie w powieści Tvedta? Autor powoli odkrywa karty. Pozwala czytelnikowi zżyć się z jakąś opcją wydarzeń, by następnie płynnym ruchem przekreślić wszystkie jego domysły. Wchodzi w budowaną historię powoli i z rozmysłem. Pewien tego, co chce pokazać czytelnikowi, na co chce zwrócić jego uwagę, buduje postaci swych bohaterów. W centrum znajduje się Mikael Brenne – prawnik, który dowiaduje się o tragicznej śmierci swego kolegi po fachu. Kiedyś byli dość bliskimi kolegami, z czasem ich drogi się rozeszły. Mimo to informacja o popełnionym przez niezwykle zrównoważonego prawnika samobójstwie budzi w Mikaelu sporo emocji. Gdy okazuje się, że tuż przed śmiercią Groven próbował się z nim skontaktować, musi przyjrzeć się sprawie bliżej.
Co zatrzymało mnie w fotelu w ten piękny wiosenny dzień? Tvedt buduje postać głównego bohatera jak gdyby od niechcenia, a jednak powstaje postać niezwykle autentyczna. To człowiek z krwi i kości. Nie jest super bohaterem. Nie ma nadludzkich zdolności. Nie teleportuje się. Ma jedno życie. Nie rozdaje na lewo i prawo śmiercionośnych ciosów. Przez jego sypialnię nie przebiega tłum blond – piękności z nogami do nieba. Wręcz przeciwnie. Przeżywa wzloty i upadki. I tych ostatnich zdarza się mu niestety ostatnio coraz więcej. Ma zalety, ale i słabości. I te ostatnie niestety biorą często górę. Pociąga kobiety, ale ta, na której mu zależy, właśnie spakowała walizki. Walczy z depresją, a świat zamiast na chwilę zatrzymać się i kulturalnie za nim poczekać, gna coraz prędzej. Nie ma taryfy ulgowej. A jednak krok po kroku zmierza do odkrycia tajemnicy śmierci statecznego Grovena. Zbiera kolejne nitki i tka z nich straszny obraz zbrodni. Dużo ryzykuje. Naraża swych współpracowników, w jego korowodzie śmierci staje coraz więcej osób. Kolejne ofiary zasilają szeregi jego prywatnej, makabrycznej galerii nocnych mar, które nie pozwalają spać, działać, żyć. A jednak walczy. Wygrywa. Stawia sobie pytanie, czy było warto? Mimo wysokiej ceny – tak.
Co we mnie zostało po tej kilkugodzinnej przygodzie z Tvedtem? Poczucie, że to nie był zmarnowany czas. I niedosyt, z którym będę musiała żyć do momentu, gdy wezmę do ręki kolejną powieść o losach prawnika Mikaela Brennena.
Katarzyna Grzegorczyk