Wbrew wydźwiękowi opisu z tylnej strony okładki, kupując Pierwsze znaki autorstwa Genevieve von Petzinger, nie dostajemy sensacyjnej książki w stylu Ericha von Dänikena, opowiadającej o prehistorycznym alfabecie, z którego korzystała cała ówczesna populacja ludzi rozprzestrzeniona na obszarze Europy. Jeżeli ktoś zakupił swój egzemplarz z myślą o odkrywaniu uniwersalnego języka ludzi epoki kamiennej, niestety musi obejść się smakiem.
Nie znaczy to jednak, że pieniądze wydane na tę książkę zostały zmarnowane. Pierwsze znaki opowiadają o ekscytujących wyprawach i bezpośrednich spotkaniach z wytworami ludzi, którzy żyli tysiące lat przed nami, co samo w sobie jest już niesamowite.
Przy okazji opisu wypraw do jaskiń, Genevieve von Petzinger pokazuje obecny stan wiedzy na temat gatunku Homo sapiens. Autorka w każdy rozdział opisujący jej pracę wplata wątki – w większości przypadków najnowsze odkrycia przesuwają wszystkie daty wstecz, gdyż okazuje się na przykład, że nasi przodkowie uprawiali ziemię i malowali w jaskiniach wcześniej niż myśleliśmy jeszcze kilkanaście lat temu. Warto by było, żeby ta wiedza trafiła do szkolnych podręczników, w których podawane są informacje z dziedziny paleoantropologii według stanu badań sprzed dekady.
W swej książce, autorka mocno podkreśla, że twórcy badanych przez nią znaków i malowideł byli ludźmi takimi jak my, z podobnym potencjałem intelektualnym, myślącymi w sposób nowoczesny. Potrafili rozwiązywać problemy i komunikować się ze sobą w efektywny sposób, dbali również o swoich zmarłych.
Korzystając z okazji, Petzinger uchyla rąbka tajemnicy, jak wygląda praca antropologa zajmującego się kulturą prehistoryczną – przeciskanie się przez ciasne tunele, taplanie się w błocie, odwiedzanie malowniczych miejsc, podróżowanie po świecie, ale również walka o prawo dostępu do prywatnych jaskiń, żmudne przeglądanie opisów wykopalisk z przeszłości, czy katalogowanie malowideł znalezionych na danych stanowiskach. Na pewno potrzeba pasji, by prowadzić opisywane przez Petzinger badania.
Dopiero na samym końcu autorka wraca do tematu możliwych znaczeń powtarzalnych symboli, które odnajdywała w wielu jaskiniach Europy. Podchodzi do zagadnienia w sposób naukowy i jest bardzo oszczędna w wyciąganiu jakichkolwiek pochopnych wniosków. Niestety spragnieni sensacji czytelnicy nie doczekają się przełomowych odkryć. Dowiedzą się tylko, że znaczenie może zależeć od kontekstu, a podobne znaki w różnych miejscach niekoniecznie muszą znaczyć dokładnie to samo. Petzinger pozostaje jednak optymistką i wierzy, że za jakiś czas będziemy mogli powiedzieć o jej ukochanych symbolach coś więcej.
Pozycja godna przeczytania przez osoby, które nurtuje, jakie malunki powstawały w prehistorycznej Europie, dlaczego je robiono i w jaki sposób. Jeśli ktoś interesuje się, skąd się wzięliśmy, jak rozwijała się nasza wyobraźnia i jaki był punkt startowy powstania "Mona Lisy”, czy „Bitwy pod Grunwaldem”, jak najbardziej może sięgnąć po tę książkę.