Jeśli kochasz mieszkanie pozbawione ciepła, przypominające raczej lśniącą bryłę bez wyrazu niż miejsce dające bezpieczeństwo i spokój, to książka Leo Babauta jest dla ciebie.
Jeśli wybierając się w podróż marzysz o walizce mieszczącej jedynie dwie koszulki i parę majtek, to książka Leo Babauta jest dla ciebie.
Jeśli pragniesz ograniczyć egzystencję dziecka w domu do jego sypialni, a życie zorganizować na wzór sali operacyjnej, to masz już pewność, że książka Leo Babauta jest dla ciebie.
Książeczka minimalisty to tekst, który wszystkie części składowe mojego jestestwa jednogłośnie odrzucają. Zarówno serce, jak i rozum buntują się przed minimalizmem w wersji Leo Babauta. Choć należę do osób ze skłonnością do pedantyzmu i nie wstydzę się swojego upodobania do porządku czy wzorowej organizacji, to metody podane przez autora przywodzą mi na myśl nazistowskie procedury dążące do wyplenienia każdego niepożądanego elementu rzeczywistości, a w moim odczuciu także przejawów indywidualizmu. I być może w swojej ocenie jestem nazbyt surowa, ale kiedy czytam, że „zbiory książek organizujemy dlatego, że nie możemy znaleźć wybranej książki” to zastanawiam się z jakiej galaktyki wziął się autor tego tekstu, gdyż ja zbieram je z miłości do nich samych. Ale w razie wpadnięcia w stan wielkiej frustracji z racji posiadania zbyt wielu publikacji na półkach, wspomniany mistrz słowa i pomysłodawca owej książeczki nie omieszkał udzielić nam następującej wskazówki: „gdybyśmy mieli pięć książek, to nie musielibyśmy niczego organizować”. Wirtuoz rozumności – ot co. Pomysłów na śmierć literatury nie koniec, gdyż autor postuluje również całkowitą rezygnację z druku i wykorzystywania papieru, w zamian proponując absolutną cyfryzację. I gdyby chociaż chodziło o ochronę lasów równikowych. W książeczce minimalisty odnajdziemy także rozdział poświęcony perfekcyjnej organizacji pulpitu (komputerowego oczywiście), biurka oraz minimalistycznego domu. Aby przedstawić pokrótce zamysł twórcy pozwolę sobie przytoczyć fragment dotyczący dekoracji:
Zamiast mieć pusty stolik, możesz na nim postawić wazon z kilkoma kwiatami. Na pustym biurku można z kolei zamieścić zdjęcie rodzinne. Na pustej ścianie można powiesić gustowną pracę. Koncept wyrwany rodem z Truman Show lub Kłopotliwego człowieka, dla mnie osobiście nieco przerażający swą bezpłciowością. Pewnie każdy z was bez większej trudności mógłby wskazać niejeden irytujący akapit z tej książki. Mnie przykładowo zainteresował dość oryginalny osąd dotyczący jedzenia, jednoznacznie tłumaczący większość chorób cywilizacyjnych związanych z nieprawidłowym odżywianiem. Autor zauważa bowiem, że dla większości ludzi rozwiązaniem jest jedzenie mniej. Nie konsumowanie zdrowej żywności, przechodzenie na diety cud, pochłanianie zdrowych soków czy urządzanie głodówek. Wystarczy jeść mniej. Prawda jakie to łatwe? Niestety moje zdanie w tej kwestii jest całkowicie odmienne – preferuje maksymalizm w spożywaniu pysznego, zdrowego jedzenia.
Nie chcę zbyt szczegółowo wnikać w inne odkrywcze teorie Pana Leona, a jest ich cała masa, powinnam natomiast, zgodnie z moim sumieniem, wskazać także walory tej publikacji. Ładny kolor okładki. Trochę wzbogacające całość cytaty z Sokratesa, Einsteina, Thoreau, Saint-Exupéry’ego i kilku innych, a także ogólnikowe, ale bądź co bądź zgodne z rzeczywistością zdania. Bo czy ktoś z nas nie zgodzi się ze stwierdzeniem, że bałagan wokół nas wpływa na nasz wewnętrzny spokój i równowagę? Że (zdrowy) minimalizm polega na pozbyciu się tego, czego nie używamy bądź nie potrzebujemy, by uzyskać schludne, proste środowisko i schludne, proste (raczej w sensie dosłownym) życie? Lub czy cennym nie jest odkrycie tego, co daje nam radość i znalezienie miejsca dla tych naprawdę istotnych rzeczy? Dochodzę jednak do wniosku, że moje „miejsce” jest szersze niż mogło by się zdawać i odważę się gromadzić w nim wszystko co kocham.
Marta Mikołajczak-Kuhnert