Jedna niezwykła rzecz. Chitra Banerjee Divakaruni. Zysk i S-ka 2013
Wydawało by się, że historia jest szalenie ciekawa. Dziewięcioro zupełnie obcych sobie ludzi los nagle i niespodziewanie zbliża do siebie pewnego popołudnia w pewnym mieście Stanów Zjednoczonych. Punkowa nastolatka, zamożna para małżonków, młody muzułmanin, absolwentka uczelni dręczona pytaniami o sens miłości, były amerykański żołnierz, starsza Chinka w przeszłości której tkwi pewien sekret, wreszcie – dwoje pracowników ambasady u progu miłosnej przygody. Wszyscy oni na skutek trzęsienia ziemi zostają uwięzieni w budynku indyjskiego konsulatu bez szans na szybkie uwolnienie. I kiedy już staje się oczywiste, że pomoc nie nadejdzie prędko, może wcale, ktoś wpada na pomysł by bliżej się poznać, choćby po to by dodać sobie otuchy. Skoro i tak nie mają ze sobą nic wspólnego w realnym życiu, dlaczego nie zdradzić sobie największych tajemnic..?
„- Każdy ma jakąś historię – odparła Uma, czując ulgę, że ktoś zaczął rozważać jej pomysł. – Nie wierzę, by ktokolwiek mógł przejść przez życie, nie doświadczając przynajmniej jednej niezwykłej rzeczy. Kiedy wypowiedziała ostatnie słowa, dreszcz przebiegł po jej ciele, a w umyśle pojawiło się mgliste déja vu. Gdzie już słyszała podobne słowa? (…) Zasady, które ustanowiła Uma były proste: nikt się nie wtrąca, nie zadaje pytań, nie ma wzajemnych oskarżeń, zwłaszcza ze strony członków rodziny. Pomiędzy jedną a drugą historią będą robione przerwy. Ustawili krzesła tak, by tworzyły koło.”
Cóż, jakkolwiek pomysł na powieść uważam za całkiem dobry, ewidentnie coś nie zagrało w fazie realizacji. Drażni banał i naiwność całej historii, a przede wszystkim nagromadzenie kolokwializmów i nieudolne snucie narracji. Oto przykład: „Wkrótce w domu poświęcano i bardzo wiele uwagi. Babcia płakała i mówiła o działaniu złych duchów; moi rodzice się wydzierali, uziemiając mnie w domu, zabierając za karę iPoda i obcinając kieszonkowe. To nie przyniosło mi obiecanej satysfakcji; czułam się coraz bardziej pusta. Ale nie mogłam już zawrócić i być znowu dawną grzeczną dziewczynką. Byłam zbyt uparta. Zaczęłam ubierać się na czarno i eksperymentować z syropem od kaszlu – dzięki babci, która często łapała przeziębienia, zawsze był jakiś pod ręką. Któregoś dnia zerwałam się ze szkoły i poszłam z Kairą do salonu tatuażu, gdzie przekłuto mi brwi. Kurde, to zapewniło mi mnóstwo rodzicielskiej uwagi!” Niestety, jest tego więcej. Dużo więcej.
W efekcie czyta się to mozolnie i z trudem, a wszystkie losy bohaterów powieści (wbrew, jak mniemam, założeniom autorki) zdają się być miałkie i nijakie. A co gorsza, niewiarygodne, co jest już czymś na kształt literackiego samobójstwa. Podsumowując… Pomysł na niebanalną fabułę – obecny, owszem, ale wszelkie nadzieje z tym związane brutalnie zaprzepaszczone. Jeśli chodzi o stwarzanie wciągającej historii – potencjał był, lecz został skutecznie zmarnowany. I wreszcie czysto techniczna sfera języka – niestety, totalna klapa. Proszę mi wierzyć, naprawdę wiele heroizmu kosztowało mnie dobrnięcie do końca tej książki. Dzięki Bogu, żyję.
Anna Solak