Jak wyglądałaby „Moda na sukces” końca XIX wieku? Byłaby to najzwyklejsza powieść obyczajowa wydawana w odcinkach na łamach jakiejś poczytnej gazety o ogólnokrajowym zasięgu. Na szczęście jednak w owych czasach twórczość obyczajowa stała na wyższym poziomie niż dzisiejsze serialowe tasiemce, o czym świadczy chociażby fakt, że jedną z takich powieści pojawiających się w prasie w częściach były „Emancypantki” Bolesława Prusa.
Warto pamiętać, że Aleksander Głowacki, piszący pod pseudonimem Bolesław Prus, to nie tylko „Lalka”. Ta świetna książka, obrzydzona całym pokoleniom przez wałkowanie jej tygodniami w szkołach i męczenie uczniów drobiazgowymi kartkówkami, podczas których padały niezapomniane pytania, na przykład o kolor rękawiczek Izabeli Łęckiej, została niewątpliwie skrzywdzona, podobnie jak reszta klasyków polskiej literatury.
Prus wypełniał wszystkie swe powieści ciekawymi postaciami, które faktycznie można analizować godzinami. W „Emancypantkach” jest podobnie. Główna bohaterka, Magdalena Brzeska, to dziewczyna ciut naiwna, prostolinijna i zbyt ufna, obdarzona czułym sercem, lecz pozbawiona cech, które pozwalałyby jej przetrwać w świecie pełnym złych ludzi. Z charakteru odrobinę przypomina postać Amelii z „Targowiska próżności” Thackeraya, z tą tylko różnicą, że bohaterka tej XIX-wiecznej angielskiej książki nie ucieka od małżeństwa, jak Magdalena, choć nie kończy się ono dla niej szczęśliwie.
Także w „Emancypantkach”, jak zwykle zresztą, Bolesław Prus wykorzystuje też nakreśloną przez siebie fabułę do przedstawienia stosunków społecznych danego okresu. Swym pozytywistycznym okiem wnikliwie obserwuje otaczającą go rzeczywistość i prezentuje ją na kartach swych książek. Geniusz pisarza polegał właśnie na jego zdolności obserwacji i umiejętności przelania tego, co zaobserwował, na papier w formie, która potrafi wciągnąć czytelnika. I nieważne czy tłem wydarzeń jest dziewiętnastowieczna Warszawa czy też starożytny Egipt.
Swoją drogą intrygujące jest, skąd żyjący w XIX wieku mężczyzna tyle wiedział o kobiecych rozterkach. Recenzenci wielokrotnie oddawali Prusowi, że bardzo dobrze sportretował bohaterki swojej powieści, prezentując szeroki wachlarz postaci kobiecych, a przecież nie istniały jeszcze wówczas organizacje feministyczne, które oznajmiały głośno światu, jakie kobiety są, jakie nie są i jakie powinny być. Kobiety były wtedy traktowane jako obywatele drugiej kategorii, których zadaniem było pachnieć i ładnie się prezentować w roli ozdoby swoich mężów. Wygląda na to, że autor albo musiał wykazywać się niebywałą wręcz empatią w stosunku do kobiet (być może wypłakiwały mu się wieczorami na ramieniu) albo musiał mieć emancypantkę w swoim otoczeniu. Bez informatora trudno byłoby wymyśleć bowiem opisane w książce postawy.
Każdy więc, kto chce się przekonać, czy rzeczywiście Prus znał kobiety od podszewki, musi sięgnąć po tę książkę. Dowie się też przy okazji, jaka była ówczesna sytuacji płci pięknej.
„Emancypantki” Prusa to po prostu dobra, klasyczna literatura, jakiej niektórzy bez ustanku poszukują w dzisiejszych czasach zalewu postmodernistycznej tandety. A jak każda pięknie wydana książka z pewnością znajdzie dla siebie miejsce na każdej półce.
Michał Surmacz