Cud. Ignacy Karpowicz. Wydawnictwo Literackie 2013
We wrześniu ukaże się drugie (zmienione) wydanie Cudu Ignacego Karpowicza. To idealna okazja do nadrobienia tej czytelniczej zaległości.
Był piękny czerwcowy poranek, kiedy Mikołaj kupił „Gazetę Wyborczą” i udał się w stronę przystanku. Dzień był ponoć zwyczajny, chłopak zmierzał na zajęcia. Gdy przechodził przez przejście dla pieszych, potrąciło go auto. Mikołaj umarł.
Dziwny los przypadł głównemu bohaterowi, bo niespotykanym jest przecież, by nieboszczyk miał jakąś moc oddziaływania na otaczający go świat. Ale na razie wydarzenia następują powoli: kioskarz zabrał nieprzeczytaną gazetę, lekarz stwierdził zgon, a policja zebrała ślady zdarzenia. Potencjalnie długie oczekiwanie na karawan wykluczyła Anna, lekarka, która chętnie przewiezie zwłoki swoim autem. Uprzejma kobieta.
Po drodze do szpitalnej kostnicy okazuje się, że zwłoki mają 36,7 °C… I od tej pory zaczynają się cuda, dziwy, zjawiska podejrzane, mistyczne, kuriozalne i osobliwe. Anna zakochuje się w Mikołaju (Romeo ginie, Julia żyje, jak wspomina sam Karpowicz), w czerwcu pada śnieg, a pies z proroczego snu rzeczywiście sika na nogę patologa.
Mikołaj staje się centrum życia (choć sam jest denatem) dla ludzi, których nijakie i mdłe biografie toczą się leniwie do przodu. Jego bierna postać miesza aktywnie w losach znudzonych codziennością. W pewnym sensie wszyscy bohaterowie (poza Mikołajem) są mentalnie martwi. Żyją życiami papierowymi, wyzutymi z głębszych emocji, za to z solidnym deficytem soczystej witalności. Wszyscy są spragnieni cudu.
Karpowicz jest w swej prozie absurdalnie zabawny. Na uwagę zasługują liczne fragmenty, w których do głosu dochodzi ojciec Mikołaja- alkoholik, nawiedzony wrażliwiec i urodzony cham. Jego opowieść, stylizowana na ewangelię, czyni książkę jeszcze bardziej przewrotną i komiczną, a przy okazji ukazuje literacki kunszt Karpowicza. Anioł Esper’al to mój ulubiony przykład z tej pięknej, pijackiej wariacji biblijnej.
„Cud” to lektura lekka, ale o analitycznym ciężarze. Społeczeństwo przegląda się w niej jak w krzywym zwierciadle, a autor żongluje umiłowanym przez nie patosem, tyle że przefiltrowanym przez czarny humor. Powieść jest błyskotliwa, momentami gorzka, lecz ciągle figlarna, nieskażona chęcią stawiania jakiejś wydumanej diagnozy. Jak głosi jej motto:
Skoro nie chcieliście zbawienia mądrością,
zbawiłem was głupotą.
(Ap. Ap. 1;1-2)
kalofonia