„Upadek” to jedno z ostatnich dzieł Alberta Camusa – wybitnego pisarza francuskiego, zmarłego w wypadku samochodowym w wieku 47 lat. To właśnie rok po wydaniu „Upadku”, Camus otrzymał Literacką Nagrodę Nobla. Jego wyjątkowe dzieła trafiły do kanonu literatury światowej i od lat uczniowie czytają książki Camusa w szkołach, w większości przypadków nie potrafiąc docenić ich wartości.
Albert Camus miał słabość do tragicznych postaci rodem z greckiej mitologii. Po znakomitym eseju o Syzyfie i prometejskiej „Dżumie” zwrócił się w stronę niebosiężnego Ikara, który rozkłada skrzydła na wiatr i mknie wysoko, wyżej, ku Słońcu.
Krótka powieść Francuza składa się z monologów, które wygłasza niejaki Jean-Baptiste Clamence podczas kilku spotkań z nieznajomym spotkanym w holenderskiej knajpce w podrzędnej dzielnicy. Ta swego rodzaju spowiedź Ikara rozpoczyna się od opowieści człowieka sukcesu – szczęśliwego, pewnego siebie, momentami aroganckiego. Czytelnik poznaje kogoś, kto z różnych powodów sytuował siebie samego nad innymi, igrał z uczuciami bliźnich, żywiąc się ich podziwem i sympatią. Tak jak mitologiczny Ikar, Clamence najlepiej czuł się wysoko. W jego wypadku w grę wchodził zarówno sens dosłowny (na szczytach gór), jak i sens metaforyczny (ponad innymi ludźmi) owej wysokości.
Jak wiemy jednak, nic nie może przecież wiecznie trwać, toteż nie dziwi nas, że coś zaczęło się psuć. Trzy pozornie niewinne, całkowicie ze sobą nie związane zdarzenia sprawiły, że poczucie własnej wartości bohatera zostało podważone. Zbiły go one z tropu. Tytułowy upadek to droga w dół ze szczytów powodzenia i szacunku, na łeb na szyję, w odmęty grzechu i nihilizmu, w piekielne kręgi amsterdamskich kanałów.
Pełna znaczeń książka pokazuje kondycję człowieka współczesnego i to, na jak kruchych podstawach zbudowana jest jego pewność o swej wyższości nad innymi. To chyba także opowieść o ludzkiej niereformowalności. Albowiem czy Clamence rzeczywiście przestał się uważać za lepszego od innych? Czy też może profesja sędziego-pokutnika, którą sam obmyślił, była tylko pretekstem do dalszego stawiania siebie ponad innymi? Bohater książki w upadku znajduje swą wielkość, co czyni go na wskroś ludzkim. Nadal koncentruje się na sobie, igra z innymi, pasożytuje nawet na występkach innych osób, przywłaszczając je sobie. Zmieniły się jedynie zewnętrzne okoliczności.
Czytając ten „portret wszystkich i nikogo” i obserwując transformację protagonisty, pamiętajmy, że im wyżej się znajdujemy, tym boleśniejszy będzie nasz upadek. A człowiek zaprawdę zaszedł już bardzo wysoko.
Michał Surmacz