Padający nieustannie deszcz potrafi sporo namieszać w odbiorze rzeczywistości. Nie dość, że rozmywa kontury otoczenia, to mocno plącze człowiekowi w głowie.
Stary Drań Cartwright nie tylko przez niesprzyjającą aurę czuł się zdezorientowany. Jego wnuk, River, odnotowujący zmiany zachodzące w dziadku, czuł się nie mniej pewnie. Oznaczały bowiem równą pochyłą po której człowiek, któremu River zawdzięczał wszystko w swoim życiu, staczał się, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Jednak nawet chorobie nie udało się do końca przytępić, niezwykle wyostrzonych latami szkoleń, zmysłów. Gdy mężczyzna podający się za wnuka Cartwrighta próbował wykonać na nim zlecenie, sprawy przybrały zgoła inny obrót. Poproszony o identyfikację zwłok, Jackson Lamb, w swoim stylu dał czas Cartwrightom na uzyskanie przewagi. A gdy reszta załogi Slough House włączyła się w sprawę, całość nabrała imponującego tempa. Oczywiście w tej układane nie mogło zabraknąć dobrze już czytelnikowi znanych postaci z Regent’s Park, a nowy nabytek w stajni kulawych koni, wprowadził trochę zamieszania. Odkrycie kolejnych kart z życia głównych bohaterów, dopełni toczącą się akcję, idealnie się z nią spajając.
Książki Micka Herrona bierze się w ciemno i nie żałuje się tej decyzji. Ulica szpiegów, jak i poprzednie trzy części, łączy błyskotliwy humor, literacką efektywność i realizm zdarzeń. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, oby kolejna odsłona cyklu jak najszybciej trafiła na nasz rynek wydawniczy.