Aru Shah i Nektar Nieśmiertelności. Roshani Chokshi. Galeria Książki 2022. Fragment

Aru Shah i Nektar Nieśmiertelności - Roshani Chokshi

Nie każdy błądzi, kto
wędruje*
K iedy Kara weszła do labiryntu, w którym scho-
wano nektar nieśmiertelności, poczuła... No cóż
– rozczarowanie. Wyobrażała sobie, że będzie to
wyglądało jak coś z baśni, które czytała w łko, aż roz-
klejały się grzbiety książek: piękna, ogromna, zielona plą-
tanina dróg wyciętych w dżungli, w której smukłe pan-
tery o błyszczących oczach będą ich śledzić i powarkiwać
gdzieś z boku.
Nic z tego. Znajdowała się w jaskini, w której pano-
wał mrok. Jedynym źródłem światła było to, na czym za-
ciskała prawą dłoń: Słonko, trójząb wykuty z kropli czy-
stego światła słonecznego. Nic nie mogło przeniknąć tej
ciemności poza Słonkiem i jako córka Surji, boga słońca,
* J.R.R. Tolkien, Władca Pierścieni w przekładzie Marii Skibniewskiej.

 

 

 

Tylko Kara mogła znaleźć drogę w labiryncie. Żaden wróg
nie będzie w stanie pójść za nią, a tym bardziej jej zaata-
kować. Zadbała o to parę dni wcześniej.
Zrobiło się jej gorąco. Nie wiedziała, jak nazwać to, co
czuła... Nawet myśl o tym, że mogłaby mieć poczucie wi-
ny, sprawiała, że czuła się... winna.
„Zrobiłaś to, co trzeba” – powtarzał jej w łko ojciec.
Ale w takim razie dlaczego wspomnienie tej chwili zda-
wało się gorzkie jak jad? Czemu nie mogła przestać my-
śleć o twarzy Aru? Albo o tym, jak Brynne krzyknęła czy
raczej prawie zawyła z bólu? Albo o tym, jak Mini, naj-
łagodniejsza z Pandawów, skuliła się, jakby ją z rozma-
chem kopnięto?
– Jesteś gotowa, córko?
Kara podniosła wzrok na ojca. Wysoki, o szlachetnej
postawie, spoglądał na nią z uśmiechem w oczach, z któ-
rych jedno było niebieskie, a drugie brązowe.
– Jestem z ciebie bardzo dumny – rzekł swoim głę-
bokim, dźwięcznym głosem. – Zmierzyłaś się z trudny-
mi decyzjami i za każdym razem dokonałaś właściwe-
go wyboru.
Od tych słów Karze zrobiło się jakby cieplej. Przypo-
mniała sobie po raz kolejny, że Sujodhana był jej tatą pod
każdym ważnym względem. Zabrał ją z nieprzyjaznego
miejsca. Zajmował się nią, kiedy jej własna matka, Krit-
tika Shah, ją opuściła...
Czasem jednak we śnie Kara słyszała cichy głos...
On cię okłamuje.

 

 

Głos należał do młodej dziewczyny. Jeśli Kara mocno
się skupiała, niemal widziała jej twarz. Ciemnobrązowa
skóra, warkocze po bokach, jasnoniebieskie oczy. Wyglą-
dała jak Sheela, jedna z bliźniaczek i sióstr Pandawów.
Nie jesteś prawdziwa – powiedziała raz do Sheeli ze
snów.
Sheela spojrzała na nią wyrozumiale: A może tylko nie
chcesz, żebym była prawdziwa?
Kara uznała, że to jej umysł próbował w skomplikowa-
ny sposób ochronić się przed prawdą że wreszcie dowie-
działa się, kim jest jej mama, i teraz już ma pewność, że
Krittika ją opuściła. „I czy można ją za to winić?” – po-
myślała dziewczyna z bolesnym ukłuciem w sercu.
Krittika po prostu żyła dalej. Miała inną córkę – Aru.
Zabawną, mądrą Aru. Aru o duszy Ardźuny, wspaniałe-
go bohatera ze wszystkich legend. Kara miała duszę błę-
du. Sama była błędem i żyła tylko dlatego, że ulitował się
nad nią Śpiący.
– Pamiętaj, co na nas czeka – mówił teraz ojciec, kła-
dąc ciepłą dłoń na jej ramieniu. – Odmienimy świat. I bę-
dziemy żyć wszyscy razem... jak prawdziwa rodzina. Tak
jak obiecałem.
Rodzina.
Tego przecież właśnie pragnęła Kara. Kiedy zniszczyła
naszyjnik z astrą, powiedziała Aru najprawdziwszą praw-
dę. Kochała mamę, siostrę też i postanowiła to zrobić, że-
by wszyscy mogli być razem, żeby już ze sobą nie walczyli.
I tylko tak mogła to osiągnąć.
On cię okłamuje... – wyszeptał głos w jej głowie.

 

Kara uciszyła go i wyprostowała się jak struna.
– Jestem gotowa – oznajmiła.
Podniosła trójząb i promień światła słonecznego przebił
mrok. Była to jedyna prawdziwa droga do środka.
Żołnierze jej ojca, stojący za nimi, wstrzymali oddech.
Stanowili dziwną zbieraninę. Niektórzy byli bladymi rak-
szasami o powykręcanych ciałach, poparzonych i pełnych
blizn po dawnych walkach z dewami. Eleganccy jakszowie
jak spod igły, których rodziny straciły domy przez ludzkie
osadnictwo rozrastające się coraz bardziej. Z każdą godzi-
ną do sprawy jej ojca dołączało więcej istot – niebiańskie
i leśne nimfy prześladowane przez ludzkich królów, któ-
rzy zdobyli przychylność bogów; duchy, które niegdyś na-
wiedzały okolice terenów kremacyjnych; członkowie ras
niedźwiedziej i małpiej, którzy walczyli w wojnach dewów
i nie zyskali w nich żadnej chwały...
Ojciec Kary obiecał im, że tym razem nie zostanie im
skradziony nektar nieśmiertelności – tym razem zdobę-
dą władzę. Ilekroć Sujodhana zabierał głos, jego zwolen-
nicy wprost spijali mu słowa z ust. W ich oczach błysz-
czała nadzieja.
Czasem jednak Kara zastanawiała się, co naprawdę
czuł... Kiedy sądził, że nikt na niego nie patrzy, dotykał
wisiorka na szyi. Nigdy go nie zdejmował, a za każdym
razem, kiedy jego palce muskały kamyk, przez jego twarz
przebiegał skurcz bólu.
– No, córko? – przynaglił Sujodhana, wyrywając Karę
z zamyślenia. – Prowadź. Bądź bohaterem, który zapro-
wadzi nas w nową erę.

 

Kara stłumiła odruch, żeby go poprawić. Bohaterką. Ta-
kiej formy zawsze używały Aru, Brynne i Mini.
Ale bohaterstwo nie przypominało niczego, co odkry-
wała w książkach. W jego skład nie wchodziła lśniąca
zbroja chroniąca ją przed emocjami, których nie chciała
czuć. Nie było zaczarowanego konia, na którym jechała-
by do bitwy pomiędzy wyraziście odróżniającymi się od
siebie dobrem i złem. Nawet potwory nie okazywały się
aż tak bardzo potworne.
W takim razie kim ty jesteś? – wyszeptało w głębi jej du-
szy zwątpienie.
Kara odepchnęła od siebie ten głos i ruszyła w ciemność.


Postaw mi kawę na buycoffee.to