Inaczej, niż inni
W historiach o umieraniu dominuje obraz zbliżającej się śmierci jako najlepszego momentu, by pogodzić się z bliskimi i samym sobą. Richard Flanagan w Żywym morzu snów na jawie idzie w zupełnie innym kierunku, udowadniając tym samym, że literatura nadal potrafi zaskakiwać.
Francie ma osiemdziesiąt sześć lat i jej czas wśród żywych powoli dobiega końca. Na śmierć kobiety nie pozwalają jednak jej dzieci. Mimo zaleceń lekarzy rodzina Francie nie zgadza się na przerwanie leczenia. Czy Anna, Terzo i Tommy robią to z miłości? A może wyrzuty sumienia niektórych z nich nie pozwalają podjąć innej decyzji? Jednak nie tylko Francie umiera. Australijskie lasy trawią wielkie pożary, a świat zdaje się nieuchronnie zbliżać ku zagładzie.
O złym umieraniu
Żywe morze snów na jawie nie jest powieścią o godnym umieraniu. Wprost przeciwnie: to historia pełna bólu i okrucieństwa. W agonii odchodzi zarówno człowiek, jak i otaczający go świat. Flanagan posługuje się wymagającym językiem, w poetycki sposób opowiadając o znikaniu. W płomieniach giną kolejne gatunki zwierząt, a kruchy ekosystem skazany jest na upadek. Znikają wreszcie ludzie – kawałek po kawałku, tracąc palce, uszy czy inne części ciała. Co jednak najbardziej przerażające, nikt tych zmian zdaje się nie dostrzegać.
Bohaterowie Flanagana wiodą życie wypełnione wyrzutami sumienia. Nie potrafią rozmawiać z bliskimi, wziąć odpowiedzialności za własne czyny czy choćby skupić się na tym, co naprawdę ważne. Dążą do – ich zdaniem – idealnego życia, a gdy spostrzegają, że wszystkie ich dotychczasowe wybory były błędne, jest już za późno na zmianę.
Czym każdy intelektualista gardzi
Autorowi pięknie wychodzi opisywanie ludzkich uczuć i zagubienia; gorzej, gdy Flanagan zaczyna moralizować. Chodzi tu zwłaszcza o fragmenty, w których pisarz dotyka problemu mediów społecznościowych. Niestety, przypomina to standardową litanię intelektualisty gardzącego social mediami. Jeszcze gorzej wygląda to w przypadku gier wideo: brakuje tu tylko wspomnienia, że to gry są przyczyną wszelkiej przemocy.
Żywe morze snów na jawie to bardzo ciekawa powieść. Flanagan potrafi zaskoczyć i opowiedzieć o doskonale znanym temacie w sposób wyróżniający się i naprawdę dający do myślenia. Nie wszystkie spostrzeżenia autora są celne – a niektóre trącą nieznośnym banałem – ale mimo to nadal warto sięgnąć po dzieło uznanego australijskiego pisarza.