Wiedziałam, że przeczytam tę książkę szybko, że spędzę z nią całkiem miły weekend i że na parę godzin będę mogła wyłączyć głowę. I dokładnie to dostałam.
Żona opowiada o Zoe, kobiecie, która zemdlała w dniu swojego ślubu. Nie pamięta dlaczego, co poprzedziło omdlenie, ani czemu przez całą ceremonię czuła się bardzo źle. Poznajemy ją w momencie, gdy ma już dwójkę dzieci, duży dom i udane życie. Okazuje się jednak, że pozornie niewinne wydarzenie sprzed lat jest wynikiem tragicznych wydarzeń.
Książka Shalini Boland to opowieść, którą czytaliśmy wcześniej i którą na pewno będziemy czytali w przyszłości. Opiera się bowiem na utartych schematach, które ostatnimi czasy pojawiają się w niemal każdej książce określanej jako „thriller psychologiczny”. W przypadku tej opowieści nie jest to zarzut, ponieważ Boland nie próbuje napisać innej książki. Jak pisałam wyżej – czytelnik dostaje dokładnie to, co pisarka mu obiecała. Czyta się szybko, ponieważ dużo się w niej dzieje. Zaczynamy niejako od końca, bo omdlenie Zoe jest skutkiem, a nie przyczyną, pewnych wydarzeń. Przez całą lekturę tempo nie zwalnia, co sprawia, że Żona to powieść, którą można poznać w całości w kilka godzin.
Rozwiązanie głównej intrygi jest dość zaskakujące. Wyjaśnień części tajemniczych wątków można domyślić się wcześniej, jednak zakończenie okazuje się ciekawe. To rekompensuje nieco słabsze aspekty powieści.
Tym, co najbardziej irytuje jednak w książce, jest postać głównej bohaterki. Zoe jest jak dziecko we mgle – nie kojarzy faktów, daje się wodzić za nos, nie dostrzega związków przyczynowo-skutkowych. Tyle, że bohaterki tego rodzaju książek tak mają i nie ma co się na to obrażać. Gdyby Zoe była bardziej bystra, nie moglibyśmy razem z nią dochodzić prawdy i rozwiązywać kolejnych tajemnic.
Żona to nie jest literatura wybitna, ale też nie próbuje taką być. Boland napisała książkę, która ma być lekka, łatwa i przyjemna. I dokładnie taka jest.