Bycie nastolatką nie należy do zadań łatwych i przyjemnych. O ile trudniejsze musi być przeżywanie tego czasu, kiedy trzeba zmagać się nie tylko z trądzikiem, zmieniającym się ciałem, hormonami i problemami sercowymi, ale jeszcze z zaburzeniami psychicznymi?
Green nie boi się trudnych pytań, o czym jego czytelnicy przekonali się już z Gwiazd naszych wina. Literatura młodzieżowa? Może i tak, ale nie można autorowi zarzucić powierzchownego potraktowania problemu.
Główna bohaterka świetnej powieści Żołwie do końca jest hipochondryczną, dręczoną lękami młodą dziewczyną. Aza nie ma ojca, ale ma jego komórkę, którą do ostatniego dnia robił zdjęcia. Ma też samochód, który kocha i perspektywę zdobycia naprawdę dużych pieniędzy. Wystarczy tylko spotkać się z dawnym znajomym, który okazuje się być synem poszukiwanego miliardera. Brzmi jak tani kryminał dla dzieciaków? Myślę, że każdy czytelnik łaskawym okiem spojrzy na zbiegi okoliczności i wyrozumiałość różnych postaci książki, od których Aza wraz z przyjaciółką wyciągają informacje. Dlaczego? Ponieważ największą wartością tej powieści są zmagania dziewczyny z własnym ja, w którego istnienie do końca nie wierzy. Rozdrapywana rana na palcu, przez którą każdego dnia może dostać się zakażenie. Całowanie, przez które mogą wniknąć mikroby i rozmnożyć się do stanu zagrażającego życiu. Dla Azy życie to nieustanna walka ze światem i samą sobą. Jest dzielna i wzrusza, pokazując kruchość i zarazem siłę, która tę delikatną konstrukcję utrzymuje. Pokazuje, że można wygrywać, nawet jeśli myślisz, że „życie to nie tyle twoja opowieść, ile opowieść o tobie”.