Żołnierskie serce jest moim kolejnym spotkaniem z twórczością Tomasza Betchera, któremu swoje serce oddałam już po naszym pierwszym randez-vous.
Piotr cierpi na zespół stresu pourazowego, będący wynikiem jego misji w Afganistanie i odniesionych tam ran, jednocześnie oskarżany o śmierć kolegów, nie może opędzić się od zainteresowania mediów. Ucieka do domu odziedziczonego po dziadku, byle dalej od towarzyszącego mu zgiełku. Okazuje się, że wraz z domem odziedziczył też lokatorów, którzy, tak jak on, borykają się z wieloma problemami. Czy pobyt na prowincji wyleczy jego żołnierskie serce?
Autor ma niesamowitą lekkość w opisywaniu zwykłych, codziennych spraw, w taki sposób, że wydają się nam bardziej interesujące. Przecząc wszelkim stereotypom, cudownie oddaje i nazywa wszystkie emocje będące udziałem bohaterów, w efekcie chcemy być blisko nich, żyć ich życiem, aż do ostatnich stron. Najbardziej zdumiewa mnie jednak to, jak boleśnie realistyczna zdaje się być ta historia, bez zbędnego patosu i sztucznej gry na emocjach, co jest świadomym zabiegiem tak wielu polskich pisarek. Umiejętność autentycznego oddawania, poruszających do głębi uczuć przez mężczyznę, to nie jedyny stereotyp, który został tu złamany, jest tak i w przypadku postaci Adama Zaręby, księdza harleyowca, oficjalnego chuligana Jezusa, w koszulce "Szatan to pała".
Piotr nie jest kryształową postacią, choć ze wszystkich sił stara się postępować właściwie, jednak w wyniku PTSD bywa wybuchowy i nieobliczalny. Potrzeba wielkiego uczucia, empatii i zrozumienia, by z nim być. Emilia wychowała się w domu dziecka, teraz sama ledwo wiążąc koniec z końcem, opiekuje się przyrodnim rodzeństwem, chorym bratem i rozwydrzoną nastolatką. Czy dwoje tak doświadczonych przez los ludzi, może pomóc sobie nawzajem?
"Najgorsze są te blizny, których nie widać. One prawie nigdy się nie goją".
Żołnierskie serce to piękna i niezwykle poruszająca opowieść o radzeniu sobie z przeszłością i nadziei na lepsze jutro.