Płonie czy znika?
Kilkanaście lat temu Kazik śpiewał, że Polska płonie. Tymczasem zdaniem Piotra Witwickiego ona raczej powoli znika, a przynajmniej ta jej część, która jest położona z dala od dużych miast. A ponieważ taką tezę najlepiej udowadnia się na przykładach, dziennikarz postanowił opisać losy rodzinnego Włocławka – modelowego przykładu polskiej miejscowości na skraju upadku.
Transformacja w pigułce
Włocławek to niegdyś prężnie rozwijające się miasto przemysłowe, które po upadku komunizmu zaliczyło spektakularny zjazd. Zamiast obiecanego raju pojawiły się bezrobocie, bieda i masowe wyjazdy do Anglii. Od 1989 r. zamykano zakład za zakładem, a miasto dobiła reforma administracyjna, odbierająca Włocławkowi możliwość decydowania o własnych sprawach.
Znikająca Polska to złe strony polskiej transformacji w pigułce. Książka nie jest przeznaczona dla socjologów, politologów, czy osób od dawna siedzących w temacie, ale zwykłych ludzi, którzy do tej pory spór o transformację znali głównie z medialnych nagłówków. Witwicki nie zarzuca czytelnika danymi, tabelkami, czy fachową terminologią, ale krótko i zwięźle opisuje interesujący go temat. Oczywiście takie podejście może zrodzić wątpliwości, czy opis Włocławka to nie wytwór wyobraźni autora; kto jednak wychował się w mniejszej miejscowości, ten wie, że Witwicki nie zmyśla.
Łolaboga, Balcerowicza krytykują!
No ale jak to, może ktoś pomyśleć, skoro autor krytykuje transformację, to na pewno jest za powrotem komunizmu. Tymczasem jest spora różnica między pozostawieniem gospodarki centralnie sterowanej, a puszczeniu wszystkiego na żywioł i ignorowaniu jakichkolwiek sygnałów, że coś może być nie tak. Witwicki wytyka, że pewnych patologii po prostu dało się uniknąć.
Dużo do myślenia daje przykład osób, które na początku lat 90. zajęły się drobnym handlem na straganach: ludzie ci wzięli sprawy w swoje ręce, tak, jak im kazano. Aż w końcu przyszli więksi gracze – w postaci marketów – i po prostu wymietli „drobnicę”. Do tego właśnie zmierza Witwicki: nie zawsze jesteśmy kowalami własnego losu, a śmierć miasta nieuchronnie pociągnie na dno prawie wszystkich jego mieszkańców.
Za dużo o procesach, zbyt mało o ludziach
Paradoksalnie największa siła Znikającego Polski dla wielu będzie jej największą słabością. Książka liczy sobie tylko 220 stron, a mogłaby ze spokojem być o drugie tyle grubsza. Przede wszystkim zabrakło mi większego skupienia się na opowieściach zwykłych ludzi. Niby jest tu kilka tego typu historii, ale zbyt mało i są przy tym bardzo krótkie. A przecież aż się prosiło, by o upadających fabrykach opowiedzieć z perspektywy byłego pracownika. Skoro nie jest to książka naukowa, Witwicki mógł się pokusić o pełnokrwisty reportaż.
Mimo to Znikająca Polska to dobry wstęp do tematu wymierania średnich i małych miast. Autor napisał książkę osobistą, ale pozbawioną ideologiczne zacięcia. Dziennikarz nie promuje konkretnej opcji politycznej, ani nie snuje utopijnych wizji. Zależy mu wyłącznie na tym, by jego ukochany Włocławek nie stał się miastem duchów, słusznie zwracając uwagę, że Polska to nie tylko Warszawa.