Trzecia książka w tym roku, a na horyzoncie kolejny tom przygód Zahreda. Michał Gołkowski powoli zaczyna dorównywać pewnemu sławnego autorowi kryminałów pod względem wypuszczanych pozycji w roku. Naturalnym jest, że wobec rosnącej ilości, pojawią się obawy co do jakości. Na razie autor trzyma fason. Czy czwarta część Siedmioksiągu Grzechu coś zmieni w tym temacie?
Złote Miasto to drugi tom trylogii Bramy ze złota zawartej w Siedmioksiągu Grzechu. Choć to nieco skomplikowane, to wystarczy powiedzieć, że Złote Miasto bezpośrednio kontynuuje historię z Świątyni na bagnach, więc znajomość tej poprzedniej będzie istotna dla zrozumienia przebiegu fabuły. Za wydanie standardowo odpowiada Fabryka Słów.
Jak już wspomniałem Złote Miasto zaczyna się dokładnie w momencie, w którym skończyła się Świątynia na bagnach. Zahred po urządzeniu niemałego widowiska staje naprzeciw sporej grupy najeźdźców z północy… z którymi zadziwiająco dobrze się dogaduje od samego początku. W typowym już dla tej serii stylu, wykorzystuje sytuację (a przy okazji innych ludzi) do realizacji swoich własnych pobudek. Tym razem celem jest nic innego jak samo Złote Miasto.
Już na wstępie mogę zdradzić, że autor przeszedł samego siebie, a Złote Miasto jest pod wieloma względami lepsze niż poprzednie części! Po pierwsze zmienił się nieco charakter powieści. Zamiast statycznej historii osadzonej w jednym miejscu, teraz pojawia się klasyczny i jakże niezawodny motyw podróży. Pozwoliło to Gołkowskiemu na nieco więcej swobody, dodanie większej ilości smaczków i dzięki temu szansę zaistnieć miał element niepewności, związany z niewiadomymi ścieżkami samej drogi.
Drugim aspektem, który również znacznie wybija się względem poprzednich części, jest konstrukcja bohaterów. Nareszcie odniosłem wrażenie, że akcja kręci się również wokół innych postaci, a nie tylko samego Zahreda. Postacie drugoplanowe nie są już tylko pionkami w wielkiej grze głównego bohatera, a stanowią integralną część historii, na którą mogą wywierać wpływ. Zdecydowanie relacje między głównym bohaterem a innymi postaciami powinny być mocno eksponowane, co udało się w Złotym Mieście wyczuć i oby tak pozostało. Przez ten zabieg Zahred wydawał się dla mnie bardziej ludzki. Nie był już tylko spiżowym terminatorem, który do celu idzie po trupach i na nic nie zwraca uwagi. Zyskał na osobowości, wrażliwości i charakterze, przez co czułem się dużo bardziej z nim związany, niż kiedykolwiek przedtem.
Na specjalne wyróżnienie zasługuje też specyficzny rodzaj humoru, który objawiał się w najmniej oczekiwanych momentach. Kto by pomyślał, że wikingowie poza tym, że są odważni i waleczni, mogą być także zabawni. Co najlepsze, nie był to rodzaj humoru pchany na siłę gdzie się da, wręcz przeciwnie! Zdawał się być idealnie wkomponowany w elementy fabuły, tak jakby to było jego naturalne miejsce. Niektóre dialogi między wikingami to po prostu czyste złoto (żart niezamierzony).
Podsumowując Złote Miasto, można powiedzieć, że to wszystko to, co w poprzednich częściach, tylko w każdym detalu lepsze. Gołkowskiemu udało się przemycić tę samą udaną formę, lecz podciągnąć każdy aspekt, który wcześniej choć odrobinę kulał. Wszystko jest żywsze, bardziej wyraziste, fabuła bardziej mięsista i nieprzewidywalna. Oby tak dalej Panie Gołkowski.