Złodziejski spadek to całkiem udany mariaż kryminału z powieścią obyczajową, autorstwa Bożeny Mazalik.
Gdy znika zastępczyni burmistrza, a następnego dnia jej córka spada z urwiska, do miasta przybywa ich najbliższa krewna, była policjantka Carla Lange, by przeprowadzić własne śledztwo.
Akcja powieści rozgrywa się w pozornie spokojnym, położonym u podnóża Alp miasteczku Ratsel, którego nazwa z języka niemieckiego oznacza łamigłówkę, zagadkę i ta gra słów jest niczym puszczenie oczka od autorki dla czytelników, bardzo mi się podoba. Ta małomiasteczkowa sielskość jest tylko pozorna, wiele tu bowiem skrywanych latami mrocznych tajemnic, które na zawsze pragną zostać pogrzebane. Każdy wydaje się coś ukrywać, a zaufanie w takiej sytuacji jest niemożliwe. Nie raz wspominałam, iż lubię, gdy nasi pisarze wychodzą poza rodzime podwórko i dają nam posmakować wielkiego świata.
Wydarzenia poznajemy dzięki narracji trzecioosobowej uwikłanych w intrygę bohaterów tj. Hildy/Lili, Carli i dziennikarza śledczego Larsa. Lubię dobrze skonstruowane postacie, ale też ciekawą oprawę obyczajową, której w tej powieści nie zabrakło. Od razu trafił do mnie styl pisarki prosty, jasny, komunikatywny. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to tytuł, nie do końca chwytliwy, ale na szczęście to tylko niewielki szczegół.