Ta książka narodziła się z buntu. Jak twierdzi autor, jego powodem stał się dominujący w polskiej narracji historycznej podział na bohaterów i zdrajców. Czarnobiały obraz przeszłości eliminuje wszelką niejednoznaczność. Tak krańcowe sytuacje jak wojna, pozbawiają jej uczestników dylematów moralnych, a popełnione przez nich w imię wyższych celów zło, wisi niby klątwa nad kolejnymi pokoleniami. Autor pokazuje więc z jednej strony brzemię zła przeszłości, łatwość w jego szerzeniu się wtedy, gdy wygasają hamulce moralne. Z drugiej strony wskazuje piętno, jakie historia odciska na pojedynczych jednostkach.
Podobnie rzecz się ma z bohaterami nowej powieści Remigiusza Grzeli pt: Złodzieje koni.
Dziadek Stanisław, żołnierz wyklęty, pacyfikujący wsie tuż po wojnie, ucieka z kraju zostawiając bez słowa pożegnania brzemienną dziewczynę.
Syn - Jerzy, dziecko wrogów Polski Ludowej, przez większość życia jest oportunistą, pomimo tego jednak nie udaje mu się zrobić wymarzonej kariery aktorskiej.
Wnuk Kamil, niezainteresowany historią swych przodków, wiecznie skonfliktowany z ojcem, zdaje się jednak podążać jego drogą widząc przyszłość w filmie.
Historię nakreślonej w książce rodziny możemy przedstawić jako ciąg skomplikowanych relacji rodzicielskich. Syn samobójcy skazuje na wychowanie bez ojca przyszłego ojca-despotę. W wywiadach Grzela wspomina oskarżycielski List Franza Kafki do ojca, stawiając go sobie za wzór w trakcie tworzenia powieści, będącej także pełnym buntu wyrzutem synów wobec ojców.
Książka Złodzieje koni złożona jest z trzech przeplatających się narracji. Autor oddaje głos trójce bohaterów, tym samym przedstawiając różne punkty widzenia. Miłośnicy długiej frazy Jerzego Pilcha, wysmakowanych zdań wielokrotnie złożonych będą srodze zawiedzeni. Otóż strony tej powieści straszą wręcz zdaniami pojedynczymi. Gdybym nie znał wcześniej tekstów tego autora złożyłbym to nieopatrznie na karb jego warsztatu. Tym razem taki kształt narracji powiązać możemy z faktem, iż zazwyczaj myślimy krótkimi, zdaniami pojedynczymi.
Był z siebie dumny. Stary, rozstrzęsiony, zapity kacap. We własnych oczach- bohater. Wściekły, że dziennikarz prowadzący rozmowę nic nie rozumie. (...) Wyłączyłem. Nie chciałem tego przeżywać. Wyłączyłem, bo zaczynałem mu współczuć. A to wydało mi się najgorsze. Obaj nie potrzebowaliśmy współczucia. Więc przyjechał do Polski. Nie zadzwonił. Uparty jak osioł, stary obrzydliwy kacap. Otworzyłem komputer. Znalazłem numer do telewizji
Taki sposób narracji wpłynął niestety na fakt, że portety głównych bohaterów nie są rozbudowane, stanowią zaś świetny zalążek do przełożenia ich losów na scenę. Autor posiada doświadczenie w pracy scenicznej, przez pare lat sprawował funkcję kierownika literackiego w Teatrze na Woli. Stale współpracuje też z warszawskim Teatrem Polonia, a przede wszystkim napisał szereg własnych nagradzanych dramatów i komedii. W środowisku dziennikarskim znany jest jako mistrz wywiadu, jak sam przyznaje od lat walczący o rangę tego gatunku. W swej drugiej powieści oddając głos trzem mężczyznom potwierdza, iż jest doskonałym słuchaczem, pełnym empatii i nieosądzającym wypowiadających się w tym przypadku fikcyjnych bohaterów.
Czytelnicy lubujący się w lekturze powieści ukazujących, jak Historia przez duże H potrafi przeorać życie jej uczestników, znajdą w niej z pewnością coś dla siebie. Krótki kurs dziejów Polski w poprzednim stuleciu przyda się zresztą niejednemu rodakowi. Remigiusz Grzela napisał gorzką powieść, której bohaterowie stąpają na cienkiej linii między życiem, a śmiercią.
Do drewnianej belki stojącej na granicy pokoju gościnnego i gabinetu przyczepiona była żółta karteczka- wynotowany przeze mnie dziś rano fragment z Dzienników Kafki: '' Pobiec ku oknu i przez roztrzaskane drewno i szyby ruchem jeszcze słabym po wytężeniu wszytkich sił przestąpić framugę'' (...) Przestąpić framugę. Czy mój ojciec kiedykolwiek myślał o takim rozwiązaniu. Wychyliłem się jeszcze bardziej. Przeszył mnie zimny dreszcz.
Szczęśliwe rozwiązanie nie spotyka każdego, warto jednak mieć nadzieję na nadejście lepszych czasów - zdaje się mówić nam autor. Będąc pełnym sympatii wobec zdolnego, skromnego i pozbawionego wszelkiej grafomanii pisarza uważam, że jego druga powieść Złodzieje koni nie zapewni mu awansu do ekstraklasy twórców polskiej literatury współczesnej. Jednak Remigiusz Grzela to prozatorski drugoligowiec, a przy tym pamiętajmy, wyróżniający się pisarz literatury non-fiction, któremu warto kibicować i bacznie wypatrywać jego kolejnych pozycji. Do trzech razy sztuka?
Maciej Kuhnert