Debiut to wcale nie tak łatwa sprawa, jak mogłoby się wydawać. Na szczęście dla autorów, uniwersum Zony wielokrotnie udowodniło, że stanowi dobre i przyjazne miejsce na rozpoczęcie literackiej kariery. Fabryka Słów zdaje się być tego całkowicie świadoma, bo nowe nazwiska pojawiają się na grzbietach książek niczym grzyby po deszczu. Przekonajcie się sami, jak wypadł Jacek Kloss.
Ziemia złych uroków to kolejna, czternasta już, odsłona serii S.T.A.L.K.E.R. Pozycji zawartej w Fabrycznej Zonie – cyklu książek o tematyce postapokaliptycznej wydawanej przez Fabrykę Słów. Warto również nadmienić, że Jacek Kloss stanowi już piąte polskie nazwisko debiutujące pod pomarańczowym trójkątem i promieniotwórczym znakiem.
Pora więc ponownie wrócić do dobrze znanej czytelnikom Zony, tylko tym razem dane nam będzie poznać Kojota. Sposobem na życie tego, jakże zaradnego, stalkera jest transport przesyłek na zewnątrz lub odwrotnie. A że robotę wykonuje solidnie i język trzyma za zębami, to wiedzie mu się całkiem nieźle. Ale życie ma to do siebie, że rządzi się swoim prawami. I tak po paśmie sukcesów, z reguły czeka nas pasmo porażek. Ot, tak dla zachowania równowagi.
Kojotowi wszystko zaczyna się sypać w momencie, gdy wreszcie ulega namowom młodego stalkera i bierze go ze sobą na robotę. Towarzysz tragicznie umiera, sam Kojot ledwo uchodzi z życiem, a potem leci już cała lawina nieszczęść. Jedno zdanie powiedziane złej osobie, w złym miejscu, i w złym czasie. Tyle wystarczy, by wpaść po uszy w szambo. Od tego miejsca zaczyna się właściwa historia.
Jak wcześniej wspomniałem debiuty to trudna rzecz. Klossowi na pewno nie można zarzucić nieznajomości uniwersum. Ewidentnie da się odczuć, że to nie pierwsza jego styczność z Zoną. Czuje ten klimat i zgrabnie w nim operuje. Jeżeli chodzi o inne warstwy, to również jest przyzwoicie. Postacie drugoplanowe są zarysowane nie gorzej niż główny bohater i wszyscy zdają się mieć własną, odrębną osobowość. Idąc dalej mamy płynne, wartkie dialogi oraz zwięzłe, treściwe opisy. Zarówno pierwsze jak i drugie doskonale wpasowuje się w wypracowany latami klimat i styl Zony.
Jeżeli miałbym na coś ponarzekać, to zdecydowanie w tym przypadku byłoby to prowadzenie fabuły. I o ile wcześniej wymienione elementy techniczne prezentują się na wysokim poziomie, tak samej książce odrobinę brakuje swego rodzaju “płynności”. Fabuła niby dosyć szybko postępuje, ale odczułem brak gładkich przejść pomiędzy poszczególnymi wątkami. Sama historia zapewne mogłaby być poprowadzona nieco zgrabniej. Oczywiście należy pamiętać, że to debiut. Niektórzy autorzy latami wypracowują tę osławioną “płynność pióra”, a innym przychodzi to nieco szybciej. Niemniej książka zdecydowanie ma się czym bronić, a sam autor powinien czuć się dumny i spokojnie dalej rozwijać swój warsztat.
Podsumowując, Ziemia złych uroków to kolejny udany debiut osadzony w Zonie. Seria polskiego S.T.A.L.K.E.R.a zdążyła już wypracować sobie pewien stopień jakości, który Fabryka zdaje się konsekwentnie podtrzymywać. Kolejne pozycje tylko potwierdzają, że jest to cykl, o który fani nie muszą się martwić. Przy okazji zdaje się być dosyć atrakcyjną drogą wejścia do światka pisarzy. Kto wie jakie znane nazwiska będą z sentymentem wspominać swoje początki właśnie tutaj.