Od dziś daję sobie pozwolenie na więcej zielonych świateł w moim życiu. I wiarę w to, że zielone światła są często też o mówieniu "nie".
Przeczytałam tę książkę w trochę ponad godzinę i żałuję, że tyle zwlekałam z otwarciem jej skarbca. No ale ja naprawdę nie wiedziałam, kim jest Matthew McConaughey. Nie oglądam filmów, nie znam się zupełnie. Natomiast tym, jak pisze, zauroczył mnie. Jego "list miłosny do życia" zdumiewa otwartością, wrażliwością i po prostu intryguje. Niekonwencjonalne dzieciństwo zdobywcy Oskara (tak, teraz już wiem) wbiło mnie w fotel i nadal nie mieści się w mojej małej jednak głowie, a jego dalsze losy pociągają do tego, by w decydujących momentach rzucać wszystko i ruszać tropem snów. Co autor robił dosłownie, udając się nad Amazonkę i do Afryki, które ukazały mu się w nocnych marzeniach.
Piękna relacja z własną seksualnością, przepiękna miłość w dojrzałości, kariera na miarę talentu i pracy – wspaniale byłoby mieć takie wspomnienia na swoje pięćdziesiąte urodziny. Warto robić takie życie.