Od dobrze napisanego thrilleru ciężko się oderwać, ale co w momencie, jak ciekawie poprowadzona akcja i fabuła kończą się rozczarowaniem? Podobne odczucia towarzyszyły mi w czasie lektury Zatoki surferów Allie Reynolds.
Kenna wyrusza do Australii, by namówić swoją najlepszą przyjaciółkę do powrotu do Anglii, zwłaszcza że ta nieoczekiwanie zamierza wychodzić za mąż za kilkanaście dni. Chcąc przekonać ją do zmiany zdania, Kenna dołącza do Mikki i jej narzeczonego, Jacka, w podróż do tajemniczej, odciętej od zasięgu i ludzi zatoki zamieszkałej przez Plemię – pozostałych przyjaciół Mikki. Kenna nie ufa nowopoznanym, ale dla dobra przyjaciółki postanawia zostać, próbując zignorować pragnienie powrotu do surfowania, które porzuciła po śmierci swojego chłopaka. Gdy jednak zaczyna słyszeć o kolejnych zgonach i zaginionych turystach, nabiera podejrzeń…
Początek i koniec Zatoki surferów były najsłabszymi punktami powieści – środek zdecydowanie wygrywa, odkąd Kenna angażuje się w życie Plemienia i postanawia odkryć jego tajemnice. Wtedy rzeczywiście ciężko było się oderwać, kiedy czytało się o kuszących falach, życiu na łonie natury oraz ekstremalnych i groźnych próbach, jakie Sky – przywódczyni grupy – wymyślała dla swoich towarzyszy. Rozwiązanie całej zagadki powieści oraz jej zakończenie było jednak dość nijakie. Niby się takiego nie spodziewałam, ale liczyłam jednak na coś więcej.