Zagubiony anioł to kontynuacja zeszłorocznego, świątecznego hitu Magdaleny Kordel. Także ta część nie zawodzi czytelnika, który chce odnaleźć magię świąt w jednym miejscu.
Zatem poznajemy dalsze losy uroczej Michaliny, niepokornej Niny oraz łączącej ich oazy spokoju – Konstantego. Tylko na pozór bohaterowie żyją spokojnie, ponieważ w święta jeśli nie wydarzy się cud to nie można mówić, że są one udane. Pewnego dnia na drodze Michaliny staje Haśka – młoda matka z szeregiem problemów. Ucieka przed ojczymem, chroniąc się na dachu jednej z kamienic. Pamiętając zeszłoroczny cud – Michalina pragnie pomóc dziewczynie bo widzi w niej swoje odbicie. Czy jedna do końca? Haśka ma zdecydowanie inny charakter. Chociaż kobiety łączy wiele – podobna sytuacja, w której się znalazły, a także bycie matką, ale różni podejście do pomocy. Michalina pozwoliła działać swojemu aniołowi, niestety Haśka jest na tę pomoc zupełnie zamknięta, a co więcej odstrasza od siebie wszystkich, których spotyka na swojej drodze. Czy da sobie pomóc? Czy duma zostanie schowana, a serce otwarte na cud bożonarodzeniowy?
Jeśli miałabym wskazać książkę, która jest dla mnie tegorocznym, świątecznym must read to zdecydowanie jest to propozycja Magdaleny Kordel. Zawiera bowiem wszystko, co powinna mieć w sobie powieść świąteczna (jeśli możemy już powoli mówić o nowym rodzaju powieści). Zdecydowanie czuć tu klimat świąt, mroźną zimę, a także otwarte na drugą osobę serca. To bardzo ciepła powieść o miłości do drugiego człowieka i otwartości na niego. Magdalena Kordel chce nam już drugi raz pokazać, że każdy zasługuje na szczęście, wystarczy mieć otwarte oczy i duszę, a znajdą się ludzie, którzy zechcą pomóc w sposób naturalny i dobrowolny. Ale co jeśli druga osoba tej pomocy nie chce? W tym momencie dochodzimy do postaci, która zupełnie nie wzbudziła mojej sympatii.
Haśka pomimo trudnego życia i ciężkich doświadczeń nie chce od nikogo pomocy. Ale dlaczego? W tym problem. Do końca nie mogłam tego zrozumieć. Młoda matka, mieszkająca z dzieckiem w strasznych warunkach, której duma nie pozwala przyjąć pomocy Michaliny. Uważa ją z księżniczkę i dlatego jest dla niej bardzo niemiła. Tutaj zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie jakakolwiek matka nie schowałaby dumy do przysłowiowej kieszeni i nie przyjęła pomocy? Odpowiedź nasuwa się sama, dlatego wątek tej postaci wydaje mi się dość oderwany od rzeczywistości. Pomimo iż losy Haśki były kluczowe w fabule, to jakoś miałam wrażenie, że lepiej byłoby faktycznie bez niej. Koniec historii rekompensuje jednak wcześniejsze zachowanie bohaterki.
Na drugim biegunie jest Michalina. I znów postać trochę oderwana od rzeczywistości. Dobrze, że w pewnym momencie odburknęła Haśce, bo faktycznie przy tej postaci można popaść w kompleksy. Idealna wręcz jak anioł, którym jest dla innych. Ale, czy takie postacie idealnie-nierealne nie odpychają od podobnych historii? Polubiłam Michalinę, ale w pewnym momencie już zaczęło mnie irytować jej idealistyczne podejście do życia, a także takie cukierkowate usposobienie. Obydwie bohaterki zostały przedstawione na zasadzie kontrastu, ale przez ich nierzeczywiste zachowanie fabuła czasem sprawiała wrażenie bajki.
Muszę przyznać, że na nowo urzekła mnie jednak postać Niny. Moim skromnym zdaniem jest to najlepsza kreacja. Cięty język jest jedynie pancerzem skrywającym bardzo wrażliwą kobietę, o czym przekonała jej historia. I znów moment, kiedy Nina kupuje anioła swojej siostry jest bardzo bajkowy, wręcz baśniowy, ale pasuje do książki idealnie. To właśnie takie momenty sprawiają, że czytelnik jeszcze mocniej wierzy w magię świąt.
Zagubiony anioł to propozycja na długi, zimowy wieczór w towarzystwie blasku choinki. Jest ciepła, pełna emocji, baśniowości i ducha anielskiego. Pomimo pewnych "ale" bawiłam się przy niej świetnie i wyzwoliłam w sobie ducha tegorocznych świąt. Cieszę się, że w tym roku akurat ta książka wprowadziła mnie w świąteczny nastrój. Polecam z całego serca i mogę dodać, że można ją przeczytać bez poznania wcześniejszej części, jednak warto się również z nią zapoznać.