To moje pierwsze spotkanie z twórczością Piotra Kościelnego, choć słyszałam wcześniej same superlatywy o jego debiutanckim Zwierzu.
Po dzikiej awanturze Krzysiek upija się w samotności, a czekająca na niego dziewczyna postanawia wybrać się na grzyby do znajdującego się nieopodal lasu. Nie wie, że czai się tam śmiertelne niebezpieczeństwo. Tomek zostaje zesłany na komisariat do Ścinawy po tym, jak postrzelił kochanka swojej żony. Mała pensja ledwo starcza mu na papierosy i alkohol, które stały się nieodzownym elementem wieńczącym każdy podły dzień. Gdy zaniepokojony zniknięciem dziewczyny Krzysiek zgłasza się na policję, od razu staje się głównym podejrzanym. Nikt nie daje wiary jego słowom, prócz Tomka.
Historia początkowo budziła moje zainteresowanie, choć muszę przyznać, że postępowanie niektórych bohaterów wydawało się nieprawdopodobne i nieracjonalne. Tekst napisany jest z perspektywy kilku osób, co pozwala na pełniejszy obraz, ale cóż z tego, skoro to dzieło niepozbawione wad. Owszem, jest brutalnie i psychotycznie, ale nie świadczy to wcale o wysokiej jakości. Nie pomaga dynamika czy nagłe zwroty akcji. Rady nie daje też wynaturzony morderca. Jest chaotycznie i momentami zupełnie bez sensu, mnóstwo pobocznych wątków które nie wnoszą niczego do całości. A już zupełnym absurdem był prokurator, który za wszelką cenę chciał ukarać chłopaka z powodu imienia! Szok i niedowierzanie.
Książka jest bardzo schematyczna i napisana w niezwykle prosty sposób, również użyty język jest prosty, a przy tym pełen wulgaryzmów. Wydaje mi się, że tak pisać potrafiłoby wielu, czytając nie dowierzałam, że autorem jest twórca tak zachwalanego Zwierza. Tym bardziej muszę się przekonać o co tyle szumu, bo tym razem coś poszło bardzo nie tak.
Jedynym plusem zdaje się być szata graficzna – mroczną okładkę zdobi ludzka czaszka, druk jest duży i czytelny, a czcionka rozstrzelona, co sprawia komfort podczas lektury. Czyta się błyskawicznie... i dobrze, bo marzyłam o finiszu.