Zagadki medycyny. Ann Reynolds, Kenneth Wapner. Prószyński i S-ka 2012
Człowiek- drzewo, ślepota twarzy, śmiertelna bezsenność rodzinna, odwrotne położenie narządów wewnętrznych, synestezja (jednoczesne mieszanie się zmysłów) czy zaburzenia odżywiania związane ze snem, to choroby, o jakich każdy z nas mógł prędzej czy później dowiedzieć się z gazet czy telewizji. Ale już o zespole surfera, trichotillomanii (kompulsywnym wyrywaniu włosów z głowy), zespole uporczywego podniecenia seksualnego czy paraliżu wywołanego zjedzeniem pizzy, dam głowę, mało kto słyszał.
Właśnie tego typu przypadki, bezprecedensowe lub obejmujące najwyżej kilka procent populacji opisują autorzy „Zagadek medycyny”. Starannie wybierają najrzadsze i najbardziej szokujące z nich. Na szczęście jest w tym jakiś cel. Książka oparta jest na podstawie serialu dokumentalnego, jaki wcześniej powstawał dla amerykańskiej stacji ABC. W jego ramach przyglądano się z bliska zadziwiającym wynaturzeniom, przy okazji pomagając ludziom którzy na nie zapadli. Rzecz niełatwa, skoro lekarzom z wiadomych przyczyn brakowało doświadczenia w leczeniu tak niecodziennych przypadków. W całej swojej sensacyjności, zarówno program jak i książka zasługuje na uwagę choćby z jednego powodu. To bardzo ważne, że ludzie, którzy dotąd czuli się wykluczeni i bezradni z powodu swej niewyjaśnionej odmienności, nagle mogli dowiedzieć się jak w ogóle nazywa się (!) ich choroba oraz skontaktować się z osobami, którzy także muszą się z nią zmagać. A to już naprawdę wiele, nawet jeśli medycyna do tej pory nie odkryła lekarstwa lub metod zapobiegania podobnym mutacjom w przyszłości.
Książka Ann Reynolds i Kennetha Wapnera to klasyczny wręcz przykład popularnonaukowej literatury amerykańskiej. Mamy tutaj wszystko, czego potrzeba, by zainteresować czytelnika zza Oceanu. Jest więc i szokująca historia (a nawet historie, bowiem na książkę składa się przeszło 20 opisanych ze szczegółami szokujących chorób) i uproszczone wyjaśnienia mające udawać wykład z medycyny i szczypta humoru, jak wtedy, gdy na końcu rozdziału o „Ludzkim lodzie na patyku” autorzy dodają:
„A teraz włożę dodatkową parę skarpet”. Spieszę z wyjaśnieniem enigmatycznego tytułu – otóż nazwany niezwykle obrazowo „ludzki lód na patyku” to ni mniej ni więcej, a człowiek, który z niewyjaśnionych medycynie przyczyn zachowuje wszystkie funkcje życiowe w temperaturach, które normalnego człowieka doprowadziłyby do hipotermii, a w konsekwencji śmierci w zaledwie kilka minut. Jest też morał, który choć pozornie banalny, zwraca uwagę na istotę rzeczy:
„Gdy będziecie czytać tę książkę […] możecie oniemieć ze zdziwienia. Nie będziecie mogli wyjść z podziwu nad tym, że owe miliardy komórek, procesów metabolicznych, systemów kontroli i zachowania równowagi w naszym ciele, na które nie zwracamy uwagi gdy czytamy gazetę, chodzimy do pracy czy podwozimy dzieci na spotkania z kolegami, są stosunkowo niezawodne. Będziecie zdumieni tym, ile macie szczęścia każdego dnia, każdego zdrowego dnia”.
Powyższy wywód być może brzmi jak z trudem hamowana krytyka, jednak nic bardziej mylnego. Wprawdzie tego typu wydawnictwa trafiają w moje gusta niczym kula w płot, jednak jeśli wziąć pod uwagę przyjętą z góry konwencję wspomnianej amerykańskiej literatury popularnonaukowej, nie mam autorom absolutnie nic do zarzucenia. Pozycja idealna dla kogoś, kto lubuje się w oglądaniu seriali takich jak „Chirurdzy” czy „Doktor House”, a o niezwykłych chorobach czyta z wypiekami na twarzy. Cóż, każdego kręci coś innego. Tutaj przy okazji, nawet mimowolnie, czytelnik poszerzy swą wiedzę i usłyszy (a raczej przeczyta) o schorzeniach, o których większość z nas nie ma bladego pojęcia. Kto wie, może ironia losu sprawi, że w przyszłości pomoże to komuś szybciej ustalić diagnozę dziwacznych objawów, o jakich w Polsce jeszcze nikt nie słyszał. Tego oczywiście ani sobie ani Państwu nie życzę, ale skoro już o życzeniach mowa, mogę co najwyżej życzyć wszystkim miłej (bo bez cienia wątpliwości lekkiej) lektury.
Anna Solak