Stary, dobry, angielski kryminał. Dziś, mam wrażenie, że już coraz mniej takich. Jeśli poszukujecie ciekawej historii, nieoczywistej zagadki, a wszystko ze świętami i zimowym hrabstwem w tle, to trafiliście idealnie. Dawno nie czytałam tak dobrego kryminału, którego finału nie mogłam odgadnąć i rzeczywiście był dla mnie zaskoczeniem. Ja bardzo lubię takie motywy, podobne do Agathy Christie. Uwielbiam rozwiązywanie zagadek wykorzystując zaledwie przesłuchania i historię innych, ponieważ to pokazuje, jak wiele zależy od subiektywnej oceny.
Do rezydencji Flaxmore, jak co roku, zjeżdżają się goście. Osmond Melbury, właściciel posiadłości zamierza rozdać prezenty Mikołajkowe dla swoich dzieci, wnuków, siostry, a także dwóch kandydatów do ręki najmłodszej córki. Wszystko się udaje, jednak w tym momencie dochodzi do zbrodni – ginie Osmond. Magia Świąt Bożego Narodzenia na chwilę musi zostać przerwana, do akcji wkracza prowadzący śledztwo Pułkownik Halstock. Wiadomym jest fakt, że Melbury zostawił spory majątek i dlatego każdy miał motyw, by go zabić. Śledczy doświadczy wielu rodzinnych sekretów i zobaczy, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.