Hanna Greń niedawno zaprezentowała kolejną, szóstą już, odsłonę swojego kryminalnego cyklu, którego bohaterką jest Dioniza Remańska. Zabójcza terapia kusi czytelnika mroczną okładką. A jak jest z jej wnętrzem?
Dioniza, była policjantka, a aktualnie instruktorka strzelectwa, przebywa na szpitalnym oddziale rehabilitacyjnym, gdzie trafiła po tym, gdy padła ofiarą postrzelenia. Tymczasem podczas zabiegu hydroterapii w placówce dochodzi do zgonu jednej z pacjentek. Jak się okazuje, nie była to śmierć naturalna... Dioniza, która obiecała narzeczonemu, że nie będzie się pakować w kłopoty, zostaje nieoficjalnym doradcą prowadzącego śledztwo Jakuba Zapaty. Niebawem szpital staje się areną kolejnych dramatycznych wydarzeń... Czy ktoś wymierza sprawiedliwość na własną rękę? Jaki związek z bieżącymi zdarzeniami ma historia sprzed ponad dwudziestu lat?
Hanna Greń obecna jest od wielu już lat na polskim rynku wydawniczym i to jest po prostu widoczne. Dobry warsztat pisarski, sprawne prowadzenie narracji, zgrabna linia fabularna. Pisarka wie jak dobrze pisać i świetnie się w tej materii porusza. Mimo iż Zabójcza terapia to już szósty tom cyklu, nie miałam problemu z odnalezieniem się w tej opowieści, choć jest to pierwsza przeczytana przeze mnie powieść autorki. Bez obaw można więc sięgnąć po nią nie znając wcześniejszych tomów. Dioniza, dla przyjaciół Diona, to całkiem interesująca bohaterka. Kobieca, ale z pazurem. Lubię takie postaci i niewątpliwie ta osobowość nadaje książce ton. Greń interesująco charakteryzuje swoich bohaterów. Szczegółowo, kolorystycznie, ale nie natrętnie. Występuje tu kilka interesujących rysów psychologicznych. Biegle pisarka włada piórem i dzięki temu tę książkę czyta się dość przyjemnie.
Stosunkowo powolne zawiązanie akcji może czytelnika wywieść na manowce, ponieważ później dzieje się bardzo dużo. Myślę, czy nawet nie za dużo. Mimo bardzo poprawnej konstrukcji tej książki, są tu rzeczy, których nie mogę zaakceptować. Zagadka stanowiąca oś tej historii jest całkiem intrygująca,i w efekcie Zabójcza terapia to zbiór absurdów.
Pierwszą rzeczą, która mi przeszkadzała, to wtręty polityczne, które uważam za niesmaczne i nie na miejscu. Nie jest dla mnie istotne jakiej partii dane wynurzenia dotyczą. Po prostu uważam, że autorzy powinni liczyć się ze swoimi czytelnikami wśród których są osoby o różnych poglądach i nie wciskać na siłę tam, gdzie nie ma na to ani miejsca, ani uzasadnienia swoich politycznych uwag. Beletrystyka nie jest polem do agitacji wyborczych. Zawsze bardzo mnie to razi i unikam autorów parających się takim procederem.
Kolejną rzeczą są... imiona i nazwiska postaci. Chyba Hanna Greń celowo próbuje wymyślać je tak, by wszystkie były niekonwencjonalne. Imiona, pseudonimy, nazwiska – w większości dziwaczne, trudne do zapamiętania. Może się to wydać zabawne, ale takie zabiegi utrudniają czytelnikowi odbiór powieści.
Dialogi to po prostu koszmar. Zbędne wtręty, głupie żarty i przedziwne rozmowy. Nie wydaje mi się, by obok sali, w której znaleziono okrutnie zamordowaną kobietę, policjanci i prokuratura wchodzili w jakieś irracjonalne przepychanki słowne. Szczególnie, że te rozmowy niczemu nie służą i mają chyba jedynie za zadanie zwiększyć objętość książki.
I najlepszy smaczek: nierealna ilość kobiet o takich samych fryzurach. To już jest po prostu szczyt. W jednym szpitalu niemalże wszystkie kobiety mają identyczne farbowanie i zbliżoną długość włosów. To totalny absurd i nie wiem skąd u doświadczonej autorki taki dziwny pomysł. Delikatnie jedynie wspomnę, że cóż to za zbieg okoliczności, że szereg zbrodni zostaje popełniony w szpitalu, w którym aktualnie przebywa była policjantka....
Nie pasuje mi ta książka. Być może trafiłam na jakąś słabszą odsłonę twórczości autorki, ale ja tej powieści mówię stanowczo NIE. Zmęczyła mnie, a napiętrzenie irracjonalnych pogawędek i zdarzeń było aż uderzające. Czytałam ją dość długo i jedynie rzetelność powstrzymała mnie od odłożenia jej przed końcem. Nie mogę jej polecić, ponieważ to stek bzdur. Nużąca, absurdalna, bez polotu. Nawet zakończenie tej historii było przejaskrawione.
Myślę, że wierni czytelnicy Greń mają już Zabójczą terapię za sobą. Z pewnością są osoby, dla których była to udana lektura, ale ja się do nich nie zaliczam. Miałka, nieudana książka. Na wyrost i irracjonalna. Raczej odradzam.