Sięgnęłam po tę książkę, bo co jak co, ale zarówno przykuwająca wzrok medyczna okładka, jak i poszczególne postaci, będące pracownikami personelu szpitala, zapowiadają coś interesującego. Nawet zapowiedź wskazująca na literaturę obyczajową zbytnio mnie nie zniechęciła. Niestety zacytuję klasyka: pomysł był świetny, z wykonaniem gorzej.
Młoda instrumentariuszka, której rodzice zginęli kilka lat temu w wypadku, wciąż nie może otrząsnąć się po tragedii, jaka nawiedziła jej rodzinę. Piękna młoda Julia jest sama jak palec, a jej remedium na smutki jest praca, którą wykonuje z oddaniem. Bohaterka staje się obiektem uczuć kolegi lekarza, a to wróży historię miłosną, lecz co to byłaby za książka, gdyby zabrakło w niej emocji, a koniec był zbyt przewidywalny? Autorka dodaje nieco pikanterii temu związkowi, zawirowania, których ofiarą staje się nieustannie Julia, choroby, które spadają na dziewczynę jak ulewa z gradem. Do tego w progu domu staje nie kto inny, tylko brat z kryminalną przeszłością. Sporo tego, co może i brzmi dobrze, lecz w rzeczywistości nie wygląda już tak doskonale.
W historii Julii brakuje głębi, ślizga się czytelnik powierzchownie po jej życiu, ani na chwilę nie zaglądając we wnętrze bohaterki. Ta podejmuje decyzje, które powinny być mądre, a nieustannie doprowadzają do kłopotów. Dialogi również są zbyt proste i zbyt doskonałe, co odbiera fabule autentyczności. Życie i perturbacje kobiety płyną według utartego schematu i choć autorka próbuje zaskoczyć czytelnika wydarzeniami, wychodzi z tego telenowela rodem z Leśnej Góry.
Jedyny niewątpliwy plus to dopieszczenie historii w obszarze zagadnień medycznych – tutaj wyszło bez zarzutu.