Kiedy wydarzy się coś złego, dojdzie do jakiegoś tragicznego zdarzenia, człowiek z reguły ma tendencję do szukania osoby winnej. Obwinia wszystkich dookoła, obwinia tych, którym się słusznie to należy, ale najczęściej, prędzej czy później, tą winą obarcza również siebie. Wini się za to, co zrobił, albo czego nie zrobił i wciąż wałkuje „co by było gdybym”. Właśnie taki temat został poruszony w książce Za głosem.
Dziewiętnastoletnia dziewczyna ginie w katastrofie pociągu, a jej najbliżsi zmagają się z bólem po jej stracie. Matka i siostra nie mogą pogodzić się ze śmiercią Kristen i dręczącymi je wyrzutami sumienia. To dodatkowo pogłębia i tak kiepską już relację pomiędzy kobietami, które na swój sposób próbują sobie poradzić z bólem. Jedna rzuca się w wir pracy, druga nie mogąc pogodzić się ze śmiercią siostry wmawia sobie, że ona żyje i rozpoczyna prywatne śledztwo w celu znalezienia jej. Obie kobiety pragną cudu. Ale ta historia to również opowieść o demonach z przeszłości i tym, że mogą zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie.
Książka zbudowana jest z krótkich rozdziałów o podzielonej narracji. Narratorki mamy dwie. Obie opowiadają o tragedii, jaka stała się ich udziałem, każda ze swojej perspektywy. O swoich uczuciach, emocjach i bólu. Całość czyta się szybko, przechodząc z jednego rozdziału do kolejnego. Nie ma tu górnolotnego słownictwa, historia napisana jest w sposób prosty, momentami odnosiłam nawet wrażenie, że językiem dla małych dzieci. Zrozumiałym, bez zbędnych długich opisów, spisana w krótkich zdaniach. Trochę mnie to na początku irytowało, ale z czasem przestałam na to zwracać uwagę ze względu na głębokie treści poruszone w tej pozycji.
Przedstawiona tu historia uczy przede wszystkim tego, by w obliczu straty nie obarczać siebie winą i nie zadręczać się, że mogliśmy coś zrobić. Wszystko co złego się dzieje, to kwestia danej chwili, miejsca i przypadku, nie jest to w większości sytuacji zależne od nas, a wyrzuty sumienia jedynie nas zniszczą. Powoli i z pomocą bliskich trzeba na nowo nauczyć się żyć. Ale żeby to zrobić, trzeba tego chcieć, trzeba umieć przyjąć pomoc z zewnątrz. Wiadomo, że życie po stracie będzie ciężkie, inne, ale to wciąż nasze życie. Nikt nie mówi, że mamy zapomnieć o bliskiej osobie, bo tego się nie da zrobić, ale trzeba nauczyć się z tym funkcjonować i żyć inaczej, ale dalej. I przede wszystkim trzeba pozwolić sobie na szczęście, uśmiech i radość, i nie traktować tego jako jakiejś formy zdrady wobec osoby, której już nie ma. Możemy żyć pamiętając, ale nie zadręczając się.
„To zabawne, jak pewne zdarzenia odmieniają życie, tak że określona chwila wyznacza granicę w czasie. Możemy bez trudu wskazać ją i podzielić życie na przed i po”.
Za głosem Kristen to również piękna i wzruszająca lekcja wybaczania oraz tego, jak wielką potęgą jest zwyczajna rozmowa i jak dużo jej brak może namieszać i zniszczyć. To również lekcja o rozliczeniu się z przeszłością, bo tylko gdy zaakceptujemy pewne zdarzenia z odległych czasów, wyjaśnimy je i wybaczymy, dopiero wtedy tak naprawdę możemy rozpocząć życie pełną piersią bez nagromadzonej latami złości i frustracji.
W tej opowiedzianej w prosty sposób, bez większej oprawy artystycznej historii, odnajdujemy niezwykle ważne prawdy życiowe i wskazówki jak żyć, nie tylko w odniesieniu do utracania bliskiej osoby, ale do codziennego życia w ogóle. Ja ze swojej strony książkę mogę polecić wszystkim, ze szczególnym uwzględnieniem tych, którym treść tej książki z różnych względów może być bliska.