Gdyby wpuścić adeptkę magicznego sprzątania Marie Condo do domu polskich pisarzy - nasza literatura byłaby uboższa o parę arcyciekawych książek. Procesu totalnej segregacji z pewnością nie przeszłyby wszechobecne zapiski Hanny Krall, przybliżone w zeszłym roku czytelnikom przez Mariusza Szczygła. W literackiej śmieciarce znalazłyby się też wiklinowe kosze pełne szpargałów gromadzonych przez rodzinę Joanny Olczak-Ronikier. Autorka żyłaby w schludnym i uporządkowanym na minimalistyczną modłę domu niepamięci, pozbawionym przenoszonych z każdą przeprowadzką, czysto symbolicznych pamiątek.
Wyobraźmy sobie statuetkę Nike 2002 trafiającą do niepiszącego kryminałów poety Marcina Świetlickiego, który ze sceny dziękowałby za zaszczyt patronującej konkursowi medialnej instytucji, która złego słowa o rodzimych wierszokletach nie powie.
Z widowni na stojąco oklaskiwałby go inny nominowany Jarosław Marek Rymkiewicz. Japonka na szczęście nie miała okazji do wizyty w domu krakowskiej pisarki, czego efektem są napisane na podstawie wydobytych ze wspomnianych koszy notatek dwie cudowne książki – "W ogrodzie pamięci” oraz „Wtedy”. Przypomnijmy, losy rodziny Horwitzów i Mortkiewiczów zostały przedstawione do 1945 roku. Redaktor Znaku Jerzy Ilg, czekając na gotowy do druku rękopis, powiedział krótko- „Ciąg dalszy nastąpi".
W wydanej pod koniec minionego roku książce pt.: „Wtedy” Olczak-Ronikier nie przedstawia jednak losów kolejnych pokoleń rodziny na tle kilku dekad. Zawęża opowiadanie do kilku fascynujących lat między hitlerowską okupacją a początkiem okresu stalinowskiego w 1948. Jedenastoletnia Joasia trafia do Krakowa po spędzeniu, pod fałszywym nazwiskiem, kilku lat w klasztornej szkole. Trzy kobiety- babcia, matka i córka, z zasłużonego dla polskiego wydawnictwa rodu Mortkiewiczów otrzymują pokój w krakowskiej kamienicy Związku Literatów Polskich przy ulicy Krupniczej. Miłośnicy literatury, fascynaci polskiego życia artystycznego, mogą tylko zazdrościć autorce dzieciństwa w otoczeniu osób, znanym czytelnikom niekiedy tylko z okładki. Śniadania stolik w stolik z małżeństwem Turowiczów, zabawy w domu uwielbianego, publikowanego w „Przekroju” poety Konstantego Gałczyńskiego. Inni sąsiedzi pokroju Stanisława Dygata, Kazimierza Brandysa, przedwojennego awangardzisty Tadeusza Peippera czy jego imiennika, wyciszonego, pamiętającego o okropnościach wojny Różewicza. Biegając na klatce schodowej można trafić na Czesława Miłosza, który spieszy na ciągnące się godzinami dyskusje z Jerzym Andrzejewskim, późniejszą Alfą ze „Zniewolonego Umysłu”. Co jakiś czas rozkręcającą ponownie machinę wydawniczą, babkę odwiedza chrzestny Joasi- Leopold Staff. Obserwacje dorosłych, którzy mimo tragicznej przeszłości i budzącej wątpliwości teraźniejszości próbują wykonywać zawód, który kochają.
Chciałabym opisywać w nieskończoność urzekające kolory, zapachy, smaki pierwszych krakowskich miesięcy. Opowiadać na dziesiątkach stron o radości, jaka towarzyszyła kolejnym odkryciom. Ale poczucie proporcji każe mi kontrolować euforyczne uniesienia. W pamięci zbiorowej powojenny czas to czas żałoby i strachu. Własne szczęśliwe wspomnienia nie pasują do tej aury. Jednak nie mogę się usprawiedliwiać, że patrzyłam na świat z ograniczonej, infantylnej perspektywy. Nie chcę udawać, że byłam istotą szczególnie współczującą i wrażliwą. Przeciwnie. Dość samolubnie wykorzystywałam status odzyskanego cudem dziecka
Przed lekturą „Wtedy” spodziewałem się, że będzie to miły dodatek dla uwiedzionych rodzinną historią czytelników poprzedniej, nagrodzonej książki. I srogo się myliłem.
Joanna Olczak-Ronikier, gromadząca latami pamiątkowe listy, zdjęcia i relacje, sprokurowała jedną z najlepszych książek ubiegłego roku. Jej opowieść to pełen emocji obraz z jednej strony odzyskanego, radosnego dzieciństwa w wyjątkowym otoczeniu, niezapomnianych smaków, kolorów, atrakcji. Niestety, druga strona medalu to budzący refleksję obraz przedwojennej inteligencji, która stara znaleźć swoje miejsce w świecie, który najpierw runął w gruzach, by powstać z nich jako erzac minionych czasów.
Błogosławieni bogaci w szpargały, łaknący pamiątek, pragnący zachować każdy pożółkły świstek naznaczony czasem, albowiem oni mogą dostąpić napisania wielkich książek. Cieszcie się i radujcie, bo czeka was sowita nagroda i wieczne uznanie czytelników.
Maciej Kuhnert