Wszystko dobrze to niezwykle wciągająca, sprawnie i zabawnie napisana historia. Dlatego szkoda, że jej zakończenie tak mocno kuleje.
Miranda Fitch ma trzydzieści siedem lat i pracuje na uniwersytecie jako nauczycielka aktorstwa. Kobieta codziennie zmaga się z nieznośnym bólem – kilka lat wcześniej spadła ze sceny, mocno się potłukła, operacja biodra się nie udała (Miranda tak twierdzi) i od tego czasu życie kobiety jest owładnięte i definiowane przez ból, który czuje przez całą dobę. Ból, który zakończył jej karierę aktorską, małżeństwo, być może również karierę na uniwersytecie. Pewnego razu, zupełnym przypadkiem, spotyka w barze trzech bardzo dziwnie wyglądających panów, którzy zdają się wiedzieć o niej wszystko. Następnego dnia kobieta zaczyna czuć się nieco lepiej…
Miranda jest nieznośna. Choć żyje w ciągłym bólu, trudno jest jej współczuć, ponieważ kobieta, pochłonięta swym bólem, wymaga od innych, by również skupiali się jedynie na nim. Oczywiście sam fakt, że jej życie zdeterminowane jest przez ciągły dyskomfort, w pewien sposób tłumaczy jej zachowanie, jednak w ogóle nie dostrzega (co więcej, nie stara się dostrzegać) potrzeb innych osób. Poza tym, Miranda lubi sobie wiele rzeczy dopowiadać i wyobrażać, zazwyczaj na swoją niekorzyść – spodziewa się po ludziach najgorszego, co w pewien sposób determinuje jej zachowanie i reakcje. Awad we wspaniały sposób, poprzez skonstruowanie narracji w formie strumienia świadomości głównej bohaterki, pokazuje, jak niejednoznacznie można odbierać zachowanie Mirandy. Bo czy można ją krytykować, skoro kobieta cierpi całą dobę? Czy ona sama ma prawo swoim bólem obarczać non stop innych? Przez całą lekturę sympatia do Mirandy to rośnie, to znów maleje.
Awad we Wszystko dobrze bawi się konwencją i swobodnie korzysta z motywów znanych z Szekspira. Uczniowie Mirandy wystawiają jedną ze sztuk wielkiego barda, czyli Wszystko dobre, co się dobrze kończy (tu mamy oczywiste nawiązanie w tytule książki), główna bohaterka zafascynowana jest postacią Heleny, a sama sztuka jest mocno problematyczna i trudna do zagrania. Natomiast tu, po raz kolejny, objawia się upór Mirandy i jej absolutne niezrozumienie otoczenia – młodzi, niedoświadczeni aktorzy mają z tą sztuką problem, ale nauczycielka w ogóle nie przyjmuje tego do wiadomości. Tyle, że nie umie im przekazać swojej miłości do tego tekstu, więc grupa nie jest „kupiona” do końca. Dodatkowo pojawiają się trzej dziwni panowie, niezwykle podobno do trzech szekspirowskich wiedźm.
Mona Awad zdecydowanie potrafi budować niejednoznaczne, wielowymiarowe postaci. Poza Mirandą, o której można dyskutować godzinami, w książce pojawia się kilka postaci kobiecych, które również zasługują na to, by o nich wspomnieć. Jest Briana, młoda, zdrowa, odważna, silna dziewczyna, która kontestuje niemal każdą decyzję Mirandy. I jest Ellie, czyli cicha, blada, nierzucająca się w oczy studentka, którą Miranda hołubi z przesadą. Te dwie są nie tylko swoimi przeciwieństwami, ale i niejako alter ego Mirandy – kobieta chciałaby być jak Briana, ale ze względu na swoją chorobę nie może, zatem całą swoją uwagę przelewa na „słabszą” Ellie. Dynamika relacji pomiędzy tą trójką jest opisana tak ciekawie, że dla niej samej warto po Wszystko dobrze sięgnąć.
I choć, na wzór wspomnianej sztuki Szekspira, która uważana jest za komedię, w powieści bywa zabawnie, Awad dodaje do tekstu łyżkę dziegciu. Miranda, pomimo trudnego charakteru, traktowana jest bez szacunku, niekiedy jak wariatka. I o ile można to jeszcze zrozumieć w przypadku jej znajomych, zmęczonych jej ciągłym mówieniem o chorobie, o tyle gdy mamy do czynienia z lekarzami i fizjoterapeutami, sytuacja się zmienia. Miranda traktowana jest protekcjonalnie, czasami jak dziecko, innym razem jak zwykła kłamczucha, która zmyśla. Jej ciało oraz ona sama, jako pacjentka, nie są traktowani z szacunkiem, a czterej fizjoterapeuci (zawsze mężczyźni), u których bywa, nierzadko doprowadzają ją do łez, nie tylko ze względu na bolesne zabiegi. Miranda jest traktowana jako zło konieczne, uciążliwa pacjentka, z którą trzeba zrobić cokolwiek, by minęła godzina spotkania i można się było pożegnać.
Jedyne, co mocno kuleje i o co mam największe pretensje do autorki, to zakończenie. Przez niemal cały tekst to, co realne, miesza się z tym, co magiczne i ma to sens. Tymczasem w przypadku zakończenia zaczyna się robić niewiarygodnie. Bo choć z jednej strony to, jak kończy się ta historia, to formalna jazda bez trzymanki, to jednak fabularnie coś nie zagrało. Zrobiło się troszkę zbyt grzecznie i poprawnie. A szkoda, bo Awad tym zakończeniem mogła też walnąć między oczy, jak to robiła przez cały czas, a postanowiła się nieco wycofać. Dlatego też sama końcówka pozostawia bardzo duży niedosyt. Natomiast wszystko to, co dzieje się do momentu zakończenia jest wyśmienite i dlatego szczerze zachęcam do sięgnięcia po tę książkę.