Wszystko, co mamy Golnaz Hashemzadeh Bonde to głęboka i pełna emocji lektura. Pierwsze słowa jakie przyszły mi do głowy, gdy wzięłam książkę do ręki to: "ale cienka, na pewno szybko ją przeczytam i będę niedosyt", jednak nic bardziej mylnego...
Przeczytanie książki zajęło mi trochę czasu, ale zaciekawiła mnie dopiero pod koniec. Wtedy czytałam bez wytchnienia. W pierwszej połowie zbyt szybko zmieniało się otoczenie i splatające się ze sobą wątki. Trochę rzeczywistości i trochę wspomnień dawnych lat bohaterki. Żeby zrozumieć fabułę, naprawdę trzeba się bardzo wczuć, a do niektórych fragmentów musiałam wracać kolejny raz. W związku z tym, że przejścia między teraźniejszością a przeszłością były bardzo niewyraźne, momentami nie wiedziałam kto w danym momencie tak naprawdę jest narratorem. Nie mniej jednak mogę stwierdzić, że powieść, mimo że ciężka, to jest bardzo poruszająca i niosąca wiele przemyśleń na temat relacji matki i córki.
Nahid, główna bohaterka, w momencie gdy dowiaduje się, że ma raka wylewa wszystkie swoje emocje. Zaczynają z niej wypełzać mieszane uczucia, złość, miłość do córki, egoizm, poczucie samotności, a także wyrzuty sumienia związane z utratą siostry. Bohaterka wspomnieniami przenosi nas do czasów rewolucji w Iranie oraz wspomina swoją ucieczkę do Szwecji.
Mimo , iż nie jest to łatwa lektura, to jest przepełniona emocjami, które na pewno długo pozostaną w mojej pamięci. Kto wie, może kiedyś znów sięgnę po kolejne utwory tej autorki.