Niejeden czytelnik traktuje książkę jak przyjaciela. Sięga po dany tytuł, gdy potrzebuje pocieszenia w chwilach smutku lub odpoczynku po ciężkim dniu. Historie, stworzone przez Jenn Bennett, będą dla wielu młodych dziewczyn właśnie takimi koleżankami, które dodadzą otuchy po kłótni z ukochanym lub podpowiedzą, jak dogadać się z nadopiekuńczym rodzicem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi to najnowsza książka – przyjaciółka.
Na kobietach z rodu Saint-Martinów ciąży klątwa: żadna nie znalazła szczęścia w miłości i czeka na nie tylko okropna samotność. Josie ma siedemnaście lat, nigdy nie miała chłopaka i nie jest do końca przekonana co do istnienia tej klątwy. Nie uważa, że zamieszkanie w Beauty – rodzinnym miasteczku, w którym klątwa miała swój początek – będzie ogromną katastrofą. Wręcz przeciwne: Josie widzi w tym miejscu szansę, by udoskonalić talent fotograficzny, uzbierać pieniądze na bilet do Los Angeles i skończyć liceum, a potem wyjechać do swojego ojca, słynnego fotografa. Nie wie o nim za wiele, ale ma nadzieję, że w ten sposób zazna życia w prawdziwej, pełnej i normalnej rodzinie.
Josie przez ostatnie pięć lat podróżowała z matką, nigdy w żadnym miejscu nie zostając dłużej niż na parę miesięcy. Zmęczona takim życiem chce doczekać końca szkoły w Beauty, a potem zostawić to miejsce raz na zawsze, a wraz z nim swoją mamę, Winonę. Nie spodziewa się jednak, że na jej drodze stanie Lucky Karras, przyjaciel z dzieciństwa, z którym nie zdążyła się pożegnać, gdy pięć lat temu wyjechała z miasteczka. Lucky zmienił się: teraz to wycofany nastolatek o złej reputacji. Josie wie, że jeśli chce trzymać się swojego planu na przyszłość, nie może przywiązywać się w Beauty do nikogo, nawet do kogoś, kto kiedyś był jej najlepszym przyjacielem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią jednak, że historia Josie i Lucky’ego wcale nie jest zakończona...
Jenn Bennett ma dar do tworzenia bohaterów, którzy zapadają w pamięć. Zarówno jej postacie z poprzedniej książki, Światła księżyca, jak i ze Wszystkich znaków… są wyjątkowe. Autorka opracowała własny styl w tej dziedzinie: bohaterowie muszą wyróżniać się swoimi zainteresowaniami, mają nietypową lub ciężką przeszłość, a relacja między nimi często zaczyna się od przyjaźni, nawet ich wygląd zwraca na siebie uwagę. Pomimo że już drugi raz widzę te wszystkie elementy, nie jestem tym znudzona. Jenn Bennett tworzy według wzoru, ale nie robi kopiuj wklej w swoich książkach. Josie to nie Birdie, a Lucky to nie Daniel, chociaż myślę, że byliby świetną paczką znajomych.
Zatem kim są Josie i Lucky? Kiedyś najlepsi przyjaciele, później prawie że nieznajomi, a nagle partnerzy w zbrodni niczym Bonnie i Clyde. Od początku książka jest nastawiona na romans między nimi, więc nie jest to wielkie zaskoczenie, gdy w końcu poczują do siebie coś więcej. Kibicowałam im, ponieważ Josie urzekła mnie swoją naturalnością, a Lucky poczuciem humoru i podejściem do życia. Owszem, czasami chciałam na nich nakrzyczeć, gdy zachowywali się wyjątkowo głupio, ale koniec końców z uśmiechem śledziłam ewolucję ich relacji, niekiedy pełnej wybuchów i wstrząsów.
Podoba mi się to, że autorka zdecydowała się na narrację pierwszoosobową z perspektywy głównej bohaterki. Przemyślenia i uwagi Josie były momentami tak trafne, a czasami tak zabawne, że zaśmiewałam się w głos. Zwykle brakuje mi w takich książkach perspektywy drugiego bohatera i żałuję, że nie mogę zobaczyć danej sytuacji jego oczami. W przypadku powieści Jenn nie przeszkadza mi to; choć na pewno myśli Lucky’ego byłyby ciekawe, nie potrzebowałam ich poznać. Josie poradziła sobie bardzo dobrze jako narratorka tej historii.
Autorka zadbała również o rozbudowane tło drugoplanowe. Matka Josie niejednokrotnie wzbudzała we mnie irytację swoim zachowaniem oraz uciekaniem od problemów, ale dodawało to tylko realizmu tej postaci. Ich relacja była tak skomplikowana, że do końca nie wiedziałam, czy sytuacja między Josie, a Winoną się naprostuje. Evie podobnie zachowywała się czasami idiotycznie, jednak kobieca solidarność wygrała walkę z zauroczeniem złym chłopakiem. Skoro o złych chłopcach mowa, to Adrian Summers zdecydowanie do nich należy. Od takich typów należy trzymać się z daleka! Rodzice Lucky’ego to bohaterowie, których powinno być ciut więcej, podobnie jak ich wielkiej, greckiej rodziny. Podobne odczucia mam wobec babki Josie. Deidre Saint-Martin przez całą książkę jawiła się jako tykająca bomba, a ostatecznie okazała się pociskiem o niewielkiej mocy. Chętnie przeczytałabym osobną historię o babci, ponieważ widzę w tej postaci ogromny potencjał.
Bohaterowie to najmocniejszy punkt tej książki, ale fabuła również trzyma się bardzo dobrze. Przypomina trochę kolejkę górską: powoli się rozpędza, zatrzymuje się na sekundę w najwyższym punkcie, by gwałtownie zjechać w dół i przyprawić o zawrót głowy. Autorka nie umiliła życia swoim bohaterom i bardzo dobrze: bez tego cała historia byłaby mdła i cukierkowa do bólu.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi to kolejny tytuł trafiający do dobrych młodzieżówek, które do tej pory przeczytałam. Sama Jenn Bennett wspina się coraz wyżej w rankingu najlepszych autorek w tym gatunku. Nie mogę się doczekać, aż przeczytam wszystkie poprzednie oraz następne jej książki, a tymczasem polecam zapoznać się z historią kobiet z rodziny Saint-Martinów. Obiecuję, nie padnie na was żadna klątwa, tylko zaklęcie dobrej zabawy!