Po przeczytaniu Wojny Absolutnej mam mieszane odczucia. Z jednej strony to naszpikowana akcją, do tego ukazana w niecodziennej perspektywie opowieść o robocie bojowym, który uzyskuje samoświadomość. Z drugiej strony, nie była to łatwa lektura i pomimo tego, że jest dosyć krótka to zajęła mi trochę czasu. Jak to jednak ma się do ogólnego rozrachunku najnowszego dzieła Żambocha? Zapraszam do zapoznania się z recenzją.
Obecnie Miroslav Żamboch przeżywa na polskim rynku literackim pewnego rodzaju odrodzenie dzięki lubelskiemu wydawnictwu – Fabryce Słów. Jego cykl o Koniaszu doczekał się pięknej reedycji, podobnie stało się z Sierżantem wydanym oryginalnie w 2005 roku. Nie tak dawno zaś polską premierę miała kolejna książka ze zgrabnym Ż na okładce - tym razem z gatunku science-fiction, a mowa tu o Wojnie Absolutnej.
Jak już wspomniałem wyżej, moje uczucia zostały bestialsko podzielone. Na pewno czuje się lekko zaskoczony, gdyż po mojej przygodzie z Koniaszem spodziewałem się czegoś całkiem innego. Muszę jednak pogratulować Żambochowi za odważny i oryginalny pomysł na umieszczenie akcji. Całość bowiem opowiadana jest z perspektywy robota w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie znajdziemy tu poetyckich opisów, wahań nastroju, rozterek moralnych czy nawet najzwyklejszych uczuć. Pozostaje jedynie chłodna kalkulacja wzbogacona gdzieniegdzie odczytami z czujników. Nie sprawia to jednak, że fabuła jest nudna i przewidywalna. Główny bohater w miarę szybko zyskuje samoświadomość, a to pozwala mu poszerzyć spektrum swojej percepcji i intelektu. To z kolei popycha go do dalszego rozwoju. Koniecznie muszę również pochwalić tempo w jakim rozgrywa się cała akcja. Praktycznie na każdej stronie coś się dzieje. Czuć, że Żamboch nie miał potrzeby budowania zbędnego napięcia czy powolnego wprowadzania swojego czytelnika w dalsze wątki. Fabuła wręcz pędzi z prędkością światła i nie daje chwili wytchnienia. Znajdzie się także miejsce na kilka zwrotów akcji, a zakończenie pomimo tego, że moim zdaniem lekko naciągane, to na pewno niejednego zaskoczy.
We wstępie wspomniałem, że nie była to łatwa lektura - śpiesząc z wyjaśnieniami – Wojna Absolutna obfituje w liczne zagadnienia z dziedziny fizyki (sam autor z wykształcenia jest fizykiem jądrowym). Sprawia to, że nie dla każdego będzie to przystępna w odbiorze lektura. Z ręką na sercu mogę stwierdzić, że znikoma ilość zjawisk czy terminów została wyjaśniona, warto więc trzymać pod ręką podręcznik do fizyki. Natomiast dla osób zainteresowanych taką właśnie tematyką – zabieg ten dodatkowo podniesie atrakcyjność książki samej w sobie.
To, czego mi też brakowało to opisy i pewnego rodzaju wprowadzenia w świat, który autor wykreował. Nie spotkamy się także z mocno zarysowanymi postaciami. Pod tymi względami jest naprawdę kiepsko. Dwa powyższe zarzuty wobec tej lektury można łatwo skontrować prezentowaną przez Żambocha pierwszoosobową narracją. Jak miałem okazje się przekonać, perspektywa robota bojowego ma swoje plusy i minusy.
Zbierając wszystko w całość mam przyjemność ogłosić, że jest to pozycja obowiązkowa dla każdego zapalonego fana science-fiction, chociażby ze względu na ciekawie ukazanego bohatera i jego narrację, wartkość akcji czy rzetelność naukowo-techniczną. Natomiast, osobom dopiero wkraczającym w ten gatunek, polecałbym coś nieco łatwiejszego w odbiorze, nienaszpikowanego aż tyloma trudnymi definicjami za to prezentującego bogatsze opisy. Nie zmienia to faktu, że Wojna Absolutna prezentuje się całkiem dobrze i choć nadal jestem rozdarty, bo wiem, że Żambocha stać na więcej, to bez wątpienia stwierdzam, że warto dać tej książce szansę.