Wystarczy czasem już pierwsze spotkanie z autorem, by przepaść w wykreowanym przez niego świecie, polubić bardzo bohaterów i wyczekiwać kontynuacji ich historii. Takie odczucia towarzyszyły mi po przeczytaniu Icebreaker Hannah Grace, więc nie mogłam się doczekać, aż w moje ręce wpadnie Wildfire.
Russ Callaghan, hokeista Tytanów, oraz Aurora Roberts, to studenci w Maple Hills, którzy poznają się przypadkowo na imprezie i spędzają ze sobą gorącą noc bez zobowiązań, która kończy się bez pożegnania z powodu wymknięcia się Aurory, nieoczekującej zbyt wiele od mężczyzn. Oboje są zaskoczeni, gdy wpadają na siebie pierwszego dnia letniego obozu, na którym są wychowawcami. Pomimo początkowych trudności związanych z ich wspólną nocą, łapią wspólny język, a obustronna fascynacja i pociąg do siebie nie ułatwia im pracy na obozie, gdzie panuje zakaz bliższych relacji między współpracownikami. Russ ponadto próbuje ignorować wiadomości od swojego ojca-hazardzisty, natomiast Aurora pracuje nad sobą i swoją potrzebą bycia zauważoną przez jednego z rodziców.
Uwielbiam takie serie jak Maple Hills – każdy tom poświęcony jednej parze bohaterów, ale te same postacie przewijają się przez wszystkie części. Miło było zobaczyć na kartkach książki imiona lubianych przeze mnie postaci, takich jak Nate, Stassie, JJ czy Henry, ale świetnie też jest poznać nowych bohaterów, których autorka wprowadziła do Wildfire – Aurorę, Emilię i Xandera. Dodatkowy plus jest też taki, że nie widzę przeciwwskazań, by czytać Wildfire bez znajomości Icebreaker.
O ile Icebreaker porównałabym do lodowatego napięcia między Nate’em, a Anastasią, które prowadzi do wybuchu gorącej namiętności, potrafiącej stopić lodowce, tak relacja Russa i Aurory jest ciepła i otulająca jak wieczór spędzony przy ognisku w towarzystwie słodkich pianek i księżyca na niebie. To nie jest naszpikowana seksem opowieść miłosna ani niewinna, słodko-pierdząca miłostka nastolatków. Wbrew pozorom, już od pierwszego spotkania Russa i Aurory widać w nich pewnego rodzaju dojrzałość, która tkwi w bohaterach, ale nadal na etapie rozwoju. Russ ma problem z pewnością siebie, ale zwalcza swoją nieśmiałość, a Aurora uczy się swoich emocji i stawiania siebie na pierwszym miejscu, a nie zadowolenie innych.
Fabuła osadzona na obozie dla dzieci i młodzieży też była bardzo sympatyczna, a dreszczyk emocji związany z tym, że Russ i Aurora muszą trzymać swój związek w tajemnicy, to dodatkowy plus. Kolejnym jest poruszenie problemu uzależnienia od hazardu i jak bardzo taka choroba jest destrukcyjna nie tylko dla uzależnionego, ale również dla jego rodziny.
Czy Wildfire to dobra kontynuacja Icebreaker? Tak, ale gdybym miała wybrać, nadal moje serce krzyczy głośno: Nate i Stassie!!! Ich relacja bardziej mnie zaangażowała i kibicowałam im zdecydowanie mocniej niż Aurorze i Russie. Ta para również zdobyła moją sympatię i cieszę się z ich happyendu, ale pozostanę wierna Icebreaker. Nie mogę się natomiast doczekać wydania trzeciego tomu, gdzie pierwsze skrzypce będzie grał uwielbiany chyba przez wszystkich Henry.
Jeśli potrzebujecie książki-kocyka, która pocieszy was w związku z nadchodzącą jesienią i pluchą, Wildfire ze swoim ciepłem, latem i miłością na pewno sprawdzi się w tej roli idealnie.