Kiedy zaczynamy czytanie książkowej serii, często nie możemy doczekać się, jaki finał zgotuje nam jej autor. Zadajemy sobie niezliczone pytania: Czy główny bohater przeżyje? Czy dobro zwycięży? J.C. Cervantes zawarła odpowiedzi na nie w ostatnim tomie przygód Zane’a Obispo – Wędrowcu cienia
Zane nie mógł doczekać się chwili wytchnienia po trzymiesięcznych poszukiwaniach bogurodzonych w towarzystwie paskudnego demona. Rozpoczęcie nauki w Szamańskim Instytucie Wyższej Magii było do tego idealną okazją; tam również Zane miał się wreszcie spotkać się ze swoją najlepszą przyjaciółką, Brooks. Chłopak odkrywa jednak, że ostatnim bogurodzonym jest w rzeczywistości bliźniacze rodzeństwo, które zostaje przyłapane na kradzieży tajemniczego artefaktu o potężnej mocy. Kiedy dochodzi do szokującej zdrady, Zane pojawia się w SZIWM szybciej, niż się spodziewał. Spokój nie trwa długo – do Zane’a i jego przyjaciół dociera tragiczna wiadomość o zniknięciu majańskich bogów, którzy zostali unieszkodliwieni przez Kamazotza, boga nietoperzy, oraz Ixquic, zwaną Krwawym Księżycem. Następnym celem ich wrogów są porzuceni na pastwę losu i pozbawieni ochrony bogurodzeni. Do przejęcia władzy w boskim świecie Kamazotzowi i Ixquic brakuje tylko jednego – artefaktu ukradzionego przez bliźnięta.
Ostatni tom przygód Zane’a mogłabym porównać do górskiej kolejki, która z początku toczy się bardzo powoli, by nagle gwałtownie przyśpieszyć i z prędkością światła pomknąć do stacji końcowej. Młody bogurodzony nie tylko podróżuje przez portale rozrzucone po Ameryce, ale przekracza również barierę czasu, cofając się w przeszłość. Towarzyszą mu w tym jego nieodłączni przyjaciele – Brooks, Ren, wujek Hondo, Marco, Louie oraz nowi bohaterowie – bliźnięta Alana i Adrik.
Razem z Zanem przemieszamy się po Szamańskim Instytucie Wyższej Magii, poszukujemy prawdy w bibliotece, cofamy się w czasie do lat osiemdziesiątych w Kalifornii, mierzymy się z najgorszymi wrogami i sytuacjami mrożącymi krew w żyłach… Wędrowiec cienia jest prawdziwą bombą emocjonalną, której moc odurzy niejednego młodego czytelnika.
Podobało mi się nagromadzenie w jednym miejscu starych i nowych bohaterów. O Alanie i Adriku chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej, zwłaszcza o ich boskich mocach, które są chyba jednymi z najfajniejszych zdolności w całej trylogii. Zane nie jest już roztrzepanym dzieciakiem, a odpowiedzialnym i dojrzalszym chłopcem, choć i on niekiedy traci grunt pod nogami. Brooks nie jest dłużej kreowana na twardą jak głaz dziewczynę, co według mnie jest na plus. Cieszę się też, że ten tom kręcił się głównie wokół bogów, którzy są równie dobrze poprowadzeni, jak młodsi bohaterowie. Uwielbiam Ah-Pucha, Pacyfik i Hurakana. Również główni antagoniści zostali napisani w sposób przemyślany, choć nie skradli mojej sympatii, jak to zwykle bywa z czarnymi charakterami.
Drugi tom przygód Zane’a czytałam prawie rok temu, dlatego powrót do świata bogurodzonych, wiązał się dla mnie z początkową amnezją i mętlikiem w głowie. Na szczęście szybko połapałam się w akcji, a kiedy fabuła zaczęła się rozpędzać, przestałam się przejmować ostatnimi lukami w mojej pamięci. Jak zwykle, styl autorki sprawił, że czytanie nie było nużące, a humor nie stracił swojego poziomu. Miło było widzieć, że pisarka rozwija się wraz ze swoim dorastającym bohaterem.
Jedyne zastrzeżenie mogę mieć do tego, że trzeba naprawdę długo poczekać do wątku podróży w czasie, o którym chciałam przeczytać najbardziej. Uwielbiam ten motyw i zastanawiałam się, kiedy wreszcie się pojawi. Zaraz po tym, jak bohaterowie postanawiają walczyć z czasem, akcja gna do przodu, jak wspomniana wyżej rozpędzona kolejka górska, i, ni stąd, ni zowąd, mamy koniec całej trylogii. Taki zamysł jednym się spodoba, innym niekoniecznie.
Nadeszła chwila rozstania z Zanem, Brooks, Hondo, Ren i resztą bogurodzonych oraz całym majańskim, boskim gronem. Będę wspominać ciepło całą historię, żałując jedynie, że nie wpadła w moje ręce parę lat temu. Cykl Posłaniec burzy to idealna propozycja dla młodszej młodzieży, która w Zanie odnajdzie cząstkę siebie. Poleciłabym ją również komuś, kto rzadko sięga po książki. Kiedy tylko skończy Wędrowca cienia, bakcyl czytelnictwa zostanie z nim na zawsze.
Wędrowiec cienia jest godnym finałem całego cyklu. Nie zdziwiłabym się jednak, gdyby za jakiś czas autorka nabrała ochoty na powrót do świata majańskich bogów, tworząc opowieść z nowymi bohaterami, czy też pisząc historię z udziałem znanych nam postaci. Na ten moment jednak mogę śmiało polecić całą trylogię, a Wędrowca cienia w szczególności!